Pozostało 700 metrów
Objęty pożarem chodnik ma długość (od wlotu do ściany wydobywczej) ok. 850 metrów. Tzw. lutniociąg, doprowadzający powietrze, ma 143 metry; ratownicy doszli nieco dalej, skąd mieli widoczność na kolejne ok. 20 m chodnika. Na tym odcinku nie znaleziono poszkodowanego ratownika. Niespenetrowane pozostało więc ok. 700 m wyrobiska. Nie można tam wejść z powodu pożaru.
Ratownik, który stracił życie w czasie akcji (eksperci podejrzewają, że zmarł on wskutek udaru cieplnego, spowodowanego wysoką temperaturą i wilgotnością), był na 86. metrze, a więc tam, gdzie ratownicy byli już wielokrotnie. Podejrzewano, że w pobliżu jest także drugi ratownik. Jak dotąd nie udało się jednak go odnaleźć.
Pożar będzie wygasał
Równolegle w wyrobiskach trwa akcja przeciwpożarowa. O tym, że pożar stopniowo będzie wygasał, świadczy m.in. malejąca ilość tlenu w wyrobisku – to efekt tłoczenia tam od poniedziałku azotu. Stężenie metanu przekracza 8 proc. – teoretycznie jest to stężenie wybuchowe (tzw. trójkąt wybuchowości tego gazu to między 5 a 15 proc.), ale z powodu małej ilości tlenu nie ma zagrożenia wybuchem. Dlatego ratownicy mogą wchodzić do wyrobiska, choć wyłącznie w aparatach oddechowych – stężenie tlenku węgla to ok. 3 proc., podczas gdy znacznie poniżej 1 proc. wystarczy jeden oddech, by człowiek umarł.
Nadal zagrożeniem jest wysoka temperatura. Przy wylocie chodnika wynosi ona ok. 25 stopni Celsjusza; im dalej w głąb wyrobiska, tym jest wyższa. Gdy przekracza ponad 40 stopni, ratownicy muszą wycofać się. Obecnie trwa zakładanie specjalnych linii z czujnikami do stałego pomiaru temperatury. Kolejne zastępy ratowników, które będą docierać coraz dalej, będą przedłużać tę linię.
Zawsze jest nadzieja
Przedstawiciele służb ratowniczych podkreślają - zasadą wszystkich tego typu akcji w górnictwie jest nadzieja, że poszukiwany pracownik mógł przeżyć. Przyznają jednocześnie, że warunki pod ziemią są skrajnie trudne, a od zaginięcia 34-letniego ratownika minęło już dużo czasu.
W wyniku czwartkowego zapalenia metanu i późniejszej akcji zginęły dwie osoby: 27-letni górnik oraz 36-letni ratownik, który był w zastępie idącym na pomoc uwięzionym w chodniku pracownikom. Kolejny ratownik zaginął. 11 osób trafiło do szpitali. 9 najciężej rannych jest w siemianowickiej oparzeniówce. Lekarze zapewniają, że ich leczenie przebiega poprawnie. Przyczyny wypadku wyjaśniają specjalna komisja nadzoru górniczego oraz prokuratura.
zew, PAP