"Prezydencja kosztuje polską rodzinę dwa bochenki chleba miesięcznie"

"Prezydencja kosztuje polską rodzinę dwa bochenki chleba miesięcznie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Wikiński ma żal do Donalda Tuska (na zdj. - fot. premier.gov.pl) że ten zapomina o Leszku Millerze i Aleksandrze Kwaśniewskim 
- Każda polska rodzina dwa bochenki chleba miesięcznie od ust musi sobie odjąć, żeby można było zorganizować prezydencję w Polsce - zauważa w rozmowie z Polskim Radiem poseł SLD Marek Wikiński przypominając, że prezydencja będzie kosztować Polskę 430 milionów złotych. I przekonuje, że skoro tak jest to "trzeba zrobić to rzetelnie, uczciwie, kompetentnie". PO tych warunków - zdaniem posła SLD - nie spełnia, ponieważ nie przypomina o tym, że Polskę do UE 1 maja 2004 roku wprowadzali Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller.
- Kiedy słuchałem słów pana marszałka senatu, pana Borusewicza, to odniosłem wrażenie, że tak się zapędził w wychwalaniu daty 1 lipca 2011 roku, że chrzest Polski z 966 roku to mały pikuś przy tej dacie - ironizuje Wikiński. I dodaje, że są daty w historii Polski ważniejsze. Jedna z nich to - zdaniem posła SLD - 1 maja 2004 roku, a więc dzień akcesji Polski do UE. - Taką datą był również dzień podpisanie traktatu akcesyjnego, kiedy pan premier Leszek Miller z panem ministrem spraw zagranicznych Włodzimierzem Cimoszewiczem w Atenach podpisywali za greckiej prezydencji traktat akcesyjny - dodaje poseł Sojuszu. - Dzisiaj o tym Platforma Obywatelska nie wspomina w ogóle, chcąc zawłaszczyć cały ten zaszczyt z tego, że ta rutynowa działalność, administracyjna działalność, jaką jest prezydencja, jest podnoszona do rangi Bóg wie jakiego wydarzenia. To jest rutynowe działanie. Jak się okaże, że urzędnikom w Unii Europejskiej i w Brukseli będzie się chciało przyjeżdżać do poszczególnego kraju członkowskiego co kwartał, to prezydencja będzie raz na kwartał i będzie dwa razy szybciej organizowana. Tak że bez przesady - proponuje Wikiński.

Mówiąc o samej prezydencji poseł Sojuszu przypomina, że "Donald Tusk na spotkaniu z posłami na posiedzeniu sejmu z rozbrajającą wręcz szczerością powiedział o tym, że rola prezydencji po wejściu traktatu lizbońskiego w życie tak naprawdę została zminimalizowana do roli organizacji, spotkań, przyjęć, rautów, koktajli". - Przewodnictwo wynika z kalendarza i tak jak godziny na zegarze, co 12 godzin mamy tę samą cyfrę na cyferblacie, tak samo i z prezydencją - tłumaczy. I dodaje, że PO prezydencję "celowo wybrała w okresie wyborów parlamentarnych". - Zgłaszaliśmy jako Sojusz Lewicy Demokratycznej, żeby wybory parlamentarne w Polsce przeprowadzić przed polską prezydencją, tak, żeby nie było tej kolizji - podkreśla poseł SLD.

Polskie Radio, arb