Politycznie apolityczny raport

Politycznie apolityczny raport

Dodano:   /  Zmieniono: 
Raport komisji Jerzego Millera nie kończy prac tego organu, co wyraźnie zapowiedział premier Donald Tusk. Jeżeli pojawią się nowe dokumenty, albo inne dowody - komisja znów zajmie się badaniem katastrofy. Mimo to już dziś możemy powiedzieć, że komisja wykluczyła dwa scenariusze zdarzeń - nie było zamachu i zniszczenia samolotu przed upadkiem na ziemię, nie było również bezpośrednich nacisków na załogę Tu 154M.
Raport komisji Millera powinien skończyć dyskusję nad rozmaitymi teoriami spiskowymi, lansowanymi przez środowiska "Gazety Polskiej" oraz Radia Maryja, i zapewniającymi polityczne paliwo dla działalności komisji sejmowej Antoniego Macierewicza. Oczywiście teorie te funkcjonować będą dalej – ale po ustaleniach komisji Millera nie sposób traktować ich poważnie. 

Opracowanie komisji Millera nie jest dokumentem śledczym, lecz próbą opisu stanu faktycznego. Raport nie wskazuje winnych i nie jest prologiem do sformułowania aktu oskarżenia w sprawie katastrofy. Jest jednak cennym dokumentem dla prokuratur: rosyjskiej i polskiej, i jako taki będzie brany pod uwagę. Komisja ministra Millera wskazała przyczyny katastrofy - zarówno po stronie polskiej jak i rosyjskiej - skupiając się na organizacji lotu, jego przygotowaniu oraz przebiegu. Braki w wyszkoleniu, skutkujące tragicznymi błędami załogi, zlekceważenie procedur, skandaliczny stan infrastruktury lotniska smoleńskiego i błędy kontrolerów rosyjskich - wszystko to, przy ekstremalnych warunkach pogodowych, musiało doprowadzić do katastrofy. Raport ma jednak również wymiar polityczny, ponieważ jest polemiką z raportem MAK przygotowanym przez zespół Tatiany Anodiny. Opierając się na tych samych materiałach i badaniach, zespół Millera doszedł do podobnych wniosków co do winy po stronie polskiej, ale zgoła inaczej przedstawił sprawę współodpowiedzialności Rosjan.

Raport nie kończy jednak sprawy katastrofy – co więcej, nie jesteśmy nawet w połowie drogi do zamknięcia tego tematu. Dymisja ministra obrony narodowej Bogdana Klicha nie satysfakcjonuje przeciwników rządu Donalda Tuska, jak również nie przerywa działalności prokuratury rosyjskiej, polskiej, a także Najwyżej Izby Kontroli. Nie kończą się również dyskusje o charakterze politycznym - kilka dni po prezentacji raportu widać wyraźnie, że katastrofa smoleńska będzie głównym tematem kampanii wyborczej, nie tylko dla Prawa i Sprawiedliwości, ale również dla SLD, PJN, a także dla… posła PSL Eugeniusza Kłopotka.

Polityczne kłótnie o Smoleńsk będą trwały. Domysły, sugestie i insynuacje nie znikną z debaty publicznej. Oskarżenia o grę polityczna, poprzez podział delegacji na rządową, która poleciała do Smoleńska 7 kwietnia 2010 roku i prezydencką, będą się zderzały z pytaniami, czy Lech Kaczyński nie chciał rozpocząć w Katyniu swojej kampanii wyborczej i dlatego zaprosił na pokład samolotu cale dowództwo Wojska Polskiego. Jedni będą nawoływali do zdymisjonowania i postawienia przed sądem szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego, jako odpowiedzialnego za organizację lotu, inni będą przypominać, że w komisji przygotowującej obie wizyty katyńskie był także szef kancelarii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego, Władysław Stasiak i jego zastępca, minister Jacek Sasin. Są tacy, którzy doszukają się w raporcie komisji Millera informacji potwierdzających tezę, że Lech Kaczyński, znając warunki pogodowe w Smoleńsku, jako dysponent samolotu mógł zdecydować, że Tu-154 wyląduje na innym lotnisku.

Nie można zapominać o obrazie polskiej armii jaki wyłonił się z raportu komisji Millera. Raport obnażył fakt, że naszemu wojsku daleko nam do standardów armii NATO. Pieniądze pompowane w polskie kontyngenty w Iraku i Afganistanie pozostają w jaskrawym kontraście do tego, jak prezentuje się wojsko w Polsce. Miejmy więc nadzieje, że raport komisji Millera – poza swoim politycznym kontekstem - stanie się podstawą do poważnej dyskusji o polskiej armii.