Dyskryminacja za ciężkie pieniądze

Dyskryminacja za ciężkie pieniądze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Państwowe uczelnie traktują słuchaczy płatnych studiów jako źródło łatania uczelnianych budżetów, nie zapewniając im właściwych warunków uzyskiwania wysokich kwalifikacji.
Na ilość, a nie jakość wypuszczanych absolwentów stawiają państwowe wyższe uczelnie, organizując odpłatne formy studiów - ocenia NIK w najnowszym raporcie.

"Ustalenia kontroli przeszły nasze oczekiwania w sensie negatywnym" - powiedział wiceprezes NIK Zbigniew Wesołowski. Przypomniał, że dzięki ustawie o szkolnictwie wyższym z 1990 r. i powstaniu szkół niepublicznych czterokrotnie wzrosła liczba studentów. W 2001 r. studenci 204 powstałych do tego czasu uczelni niepaństwowych stanowili 30 proc. ogólnej liczby studentów.

Według Izby, państwowe wyższe uczelnie gorzej traktują słuchaczy płatnych studiów. Nierówne traktowanie studentów dziennych i zaocznych czy  wieczorowych widać już na samym początku, podczas przyjmowania na studnia. Od studentów, którzy mieli płacić za  naukę, wymaga się mniej. Najczęściej przeprowadza się z nimi rozmowę kwalifikacyjną, a często jedynie wymaga przedstawienia świadectwa dojrzałości.

Dysproporcje jeszcze bardziej widać było w takcie trwania nauki. Praktycznie bezproblemowy wstęp na uczelnie dla płacących za swoje studia nie idzie w parze z zapewnieniem warunków do uzyskania porównywalnych do ich kolegów ze studiów dziennych kwalifikacji zawodowych.

"Oferty programowe studiów płatnych stanowiły zaledwie części programów studiów dziennych i nie spełniały nawet obowiązujących w tym zakresie minimów" - czytamy w raporcie. W wymiarze godzinowym oferta dla studentów zaocznych i wieczorowych była o dwie trzecie mniejsza, pod względem przedmiotów - uboższa o połowę.

Otwieranie kierunków zaocznych i wieczorowych, nie zawsze na miarę możliwości dydaktycznych (raport mówi nawet o nie przestrzeganiu istniejących w tym zakresie ograniczeń ustawowych), miało przede wszystkim zaspokoić potrzeby finansowe uczelni, tj. pokrywać koszty działalności, czego nie zapewniała dotacja budżetowa. W tej sytuacji "przychody z tytułu studiów płatnych stanowiły ukrytą formę dofinansowania uczelni państwowych".

Szkoły wielokrotnie przekraczały limity kandydatów i przyjmowały ich znacznie więcej niż pozwalały na to warunki lokalowe i kadrowe.

Jak stwierdza raport, w żadnej ze skontrolowanych uczelni nie przestrzegano zasady ustalania opłat za studia, których podstawą miały być koszty, bowiem ich nie ustalano, do czego zobowiązywały przepisy. Wysokość opłat za studia była ustalana na zasadach wolnorynkowych. O ich wysokości decydowały m.in. renoma uczelni, popularność kierunków, liczba kandydatów, a nawet rok studiów.

NIK stwierdziła ponadto, że 14 z 25 skontrolowanych szkół wyższych prowadziła kształcenie w swoich ośrodkach zamiejscowych, często nielegalnych i nie mających odpowiednich warunków kadrowych i lokalowych. Tak było m.in. z Uniwersytetem Łódzkim, który prowadził nielegalne filie w Ostrołęce, Sieradzu, Skierniewicach i  Kutnie.

NIK szczególnie krytykuje zawieranie umów przez uczelnie z  różnymi podmiotami (m.in. szkołami niepaństwowymi). Porozumienia te sprawdzały się do odpłatnego przekazywania kompetencji. Oznacza to, że student uczył się w szkole niepaństwowej nie mającej pozwolenia na wydawanie dyplomów magisterskich. Dyplom jednak robił i potwierdzała go jakaś "zaprzyjaźniona" uczelnia państwowa.

Z raportu wynika, że w latach 1997-2001 liczba studentów zwiększyła się o 30 proc., a nauczycieli akademickich tylko o 5 proc. NIK twierdzi, że powodowało to pogarszanie się warunków studiowania. Wielu nauczycieli podejmowało pracę na kilku etatach lub było związanych umową z wieloma (nawet kilkudziesięcioma) szkołami wyższymi.


NIK przeprowadziła kontrolę z własnej inicjatywy. Postępowaniem objęto okres lat akademickich 1999/2000 i 2000/2001, wykorzystano także dane statystyczne z lat wcześniejszych.

Kontrolą objęto MENiS oraz 25 spośród 83 państwowych szkół wyższych przez ten resort nadzorowanych.

em, pap