ACTA: pokolenie "Daj Darmo" nie tworzy - i protestuje

ACTA: pokolenie "Daj Darmo" nie tworzy - i protestuje

Dodano:   /  Zmieniono: 
ACTA, ACTA, ACTA. Włączam telewizor – ACTA. Otwieram gazetę – ACTA. Wychodzę na ulice i... tak, wszędzie słyszę o ACTA. Boję się zajrzeć do lodówki. Mamy kolejny nośny temat. Była katastrofa smoleńska, była awantura refundacyjna, teraz jest ACTA. Od niemal tygodnia nie mówi się o niczym innym. Atakują hakerzy, serwisy internetowe urządzają blackouty, ludzie wychodzą na ulice... Ale czy ktokolwiek naprawdę całe to porozumienie przeczytał?
Zacznijmy od tego, że ACTA, czyli Anti-Counterfeiting Trade Agreement to zwykła umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi. Polskiego prawa ta umowa nie zmieni - pozwoli za to zintensyfikować współpracę międzynarodową pomiędzy sygnatariuszami, w celu zwiększenia skuteczności zwalczania nielegalnego obrotu nieoryginalnymi kopiami, falsyfikatami czy pirackimi kopiami oryginalnych programów. Osobiście jestem zwolennikiem walki z podróbkami. W każdej branży - czy to odzieżowej, czy medycznej, czy kosmetycznej. Jestem też zwolennikiem ochrony własności intelektualnej, praw autorskich i praw pokrewnych. Tak. Popieram ACTA.

Warto przypomnieć od czego protesty się zaczęły. 19 stycznia amerykański Departament Sprawiedliwości zamknął serwis Megaupload.pl. Serwis, na którym zamieszczano setki tysięcy nielegalnych utworów muzycznych, filmów i programów. W internecie zapanowała panika. Filmiki, w których lansowano tezy, jakoby ACTA miała doprowadzić do zamknięcia Facebooka, Youtube'a, a nawet Wikipedii zalały portale społecznościowe i stały się głównym źródłem informacji na ten temat. Oczywiście - do niczego takiego nie dojdzie. W porozumieniu nie ma żadnych zapisów, które mogłyby grozić takimi konsekwencjami. Problem w tym, że umów międzynarodowych nikt nie czyta. Znacznie łatwiej jest przecież obejrzeć krótki spot.

Histeria internautów doprowadziła do dziecinnych ataków hakerskich na strony rządowe i demonstracji w wielu polskich miastach. Demonstracji, w których dominują ludzie młodzi, a nawet bardzo młodzi. Nie będzie żadnej przesady w twierdzeniu, że są to "najmłodsze" protesty, jakie dotąd widzieliśmy. Oto na ulice wyszło nowe pokolenie. Pokolenie, które można określić jako "Generacja DD". Daj Darmo. Pokolenie roszczeniowe, które uważa, że wszystko mu się należy. Generacja, która głosi, że dzieła naukowe czy muzyczne są jedynie od tego, aby wzbogacać naukę i kulturę, a pobieranie opłat za korzystanie z nich jest w złym guście. Nikt nie zastanawia się przy tym, ile stworzenie takich utworów kosztuje. Nikt nie zastanawia się nad tym, że twórcy i artyści też muszą z czegoś żyć.

Szacuje się, że polski rynek piractwa internetowego jest wart ponad pół miliarda dolarów. Pół miliarda, które powinno trafić do kieszeni twórców, ale nie trafiło. Nie trafiło, bo zostało ukradzione. Dla "Generacji DD" ściąganie nielegalnych programów, filmów czy muzyki kradzieżą jednak nie jest. Pewnie dlatego, że jego przedstawiciele sami z tworzeniem nic wspólnego nie mają. Oni tylko biorą i nie płacą.

To nie ACTA jest zagrożeniem. To myślenie: "Daj, bo mi się należy".

A teraz możecie mnie "hejtować".