Halo, rządzie! Tu Polacy!

Halo, rządzie! Tu Polacy!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jacek Rostowski z rozbrajającą szczerością wyznał na antenie Radia Zet, że polski rząd – decydując się na podpisanie umowy ACTA - nie zdawał sobie sprawy, iż internet jest czymś tak ważnym dla setek tysięcy młodych Polaków. Ostatnie posunięcia ekipy Donalda Tuska każą się zastanawiać nad tym, czy premier i jego podopieczni w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że w Polsce mieszkają jacyś Polacy zainteresowani czymś więcej, niż tylko wytwarzaniem PKB i głosowaniem na PO.
Przed wyborami z 9 października 2011 roku Donald Tusk – obserwując spadające słupki poparcia dla PO – postanowił wsiąść w autobus i ruszyć w Polskę, by pokazać statystycznym Kowalskim, że szef polskiego rządu to taki człowiek, który wsłuchuje się w głos swojego ludu. Lud się ucieszył – i swojego premiera oraz jego drużynę poparł. Ale na tym kontakt władzy z owym ludem się skończył.

Zaczęło się od tego, że nagle – ni stąd, ni z owąd – Radosław Sikorski ogłosił w Berlinie, iż euroentuzjazm polskiego rządu osiągnął poziom z czasów Bolesława Chrobrego, który ręka w rękę z Ottonem III planował budowę nowej Europy. Tusk jeżdżąc autobusem po Polsce najwyraźniej zapomniał powiedzieć Polakom, że PO opowiada się za budową Stanów Zjednoczonych Europy, na czele których ma stanąć kanclerz Niemiec. Może to i nie najgorszy dla nas scenariusz – w planach Ottona III Bolesław Chrobry miał zostać królem całej Słowiańszczyzny (czy dlatego dziś Czesi boją się przystąpienia do paktu fiskalnego?) – ale, w warunkach demokracji, warto by było chyba najpierw informacją o takiej koncepcji podzielić się z poddan…, tzn. z obywatelami, n’est-ce pas? Najlepiej przed wyborami – żeby mogli gremialnie poprzeć taki projekt. A tymczasem wyszło trochę tak, jakby zamieszkujący kraj między Odrą a Bugiem ludzie byli zbyt niepoważni, by mówić z nimi o sprawach poważnych.

Wcześniej dowód na to, że z Polakami się nie rozmawia – co najwyżej im się pewne rzeczy obwieszcza – dał sam Donald Tusk. Oto w czasie exposé premier poinformował elektorat, że z wyliczeń Jacka Rostowskiego wynika, iż Polacy powinni pracować do 67 roku życia – niezależnie od tego, czy na co dzień zakładają spodnie, czy spódnice. I znów – jak w przypadku występów Sikorskiego w Berlinie – sprawa z narodem konsultowana nie była. Ot premier wyszedł na mównicę i sparafrazował hasło „wspieraj rząd czynem, umieraj przed terminem" – a ty obywatelu się do tego zastosuj. Czy w czasie kampanii wyborczej premier, albo choćby ci politycy PO, którzy obiecywali załatwienie 300 miliardów złotych z UE wspomnieli coś na temat tego, że będziemy musieli pracować dłużej na ich chwałę? Czy ktoś wyjaśnił nam, gdzie pracę znajdą świeżo upieczeni absolwenci, skoro etaty w firmach mają być okupowane dłużej niż dotychczas? Czy ktoś przedstawił plan dla świeżo upieczonych, 50-letnich bezrobotnych, których już dziś nikt nie chce nigdzie zatrudniać – a którzy teraz na emeryturę będą czekać nieco dłużej? Skąd. Narodzie – Tusk locuta, causa finita.

Teraz zaś mamy sprawę ACTA - i ministrowie rządu Tuska nie kryją zaskoczenia, że kochający ich lud miast i wsi nagle wychodzi na ulice, skoro wszystko zostało przedyskutowane z kim trzeba, a umowę zaakceptował sam Donald Tusk. Więc o co tym biednym śmiertelnikom chodzi? Przecież nie po to wybierają najlepszych z najlepszych – żeby teraz ci najlepsi mieli się z czegokolwiek przed kimkolwiek tłumaczyć. Przecież wyborcy tego wszystkiego nie zrozumieją – a rząd rozumie i robi tak, żeby było dobrze. A w ogóle to internet jest dla Polaków ważny? Badań na ten temat – najwyraźniej – PO jeszcze nie zamawiało.

Aby nie narażać rządu na niepotrzebny wydatek, związany z zamawianiem badań opinii publicznej, pragnę poinformować, że dla Polaków nie tylko internet, ale i inne sprawy kraju są ważne. A pycha kroczy przed upadkiem.