Michnik kontra Krasowski. "Z kłamstwami nie polemizuję, żądam przeprosin"

Michnik kontra Krasowski. "Z kłamstwami nie polemizuję, żądam przeprosin"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Michnik w sądzie (fot. PAP/Tomasz Gzell)
- Z kłamstwami na mój temat nie polemizuję, lecz żądam przeprosin, a jeśli ich nie ma - pozywam do sądu - tak Adam Michnik uzasadnia pozew przeciw publicyście Robertowi Krasowskiemu za jego stwierdzenia, m.in. że "jedną trzecią życia poświęcił obronie ubeków". Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" odrzucił przeprosiny, które Krasowski chciał wygłosić na sali sądowej.
Sąd Okręgowy w Warszawie zakończył ten trwający od 2007 r. proces między naczelnym "Gazety Wyborczej" a byłym naczelnym "Dziennika". Michnik żąda przeprosin i 10 tys. zł na cel dobroczynny za  naruszenie dóbr osobistych. Pozwany wnosi o oddalenie powództwa twierdząc, że nie podał faktów, a jedynie opinie - do których miał prawo.

Krasowski zadeklarował przed sądem, że nie chciał dokuczyć Michnikowi i może go przeprosić, choć swe opinie podtrzymuje. Zaproponował przeprosiny w sali sądowej. - Nie mogę się zgodzić na prywatne przeprosiny za publiczne lżenie - odpowiedział na to Michnik i do ugody nie doszło. Sędzia Zbigniew Szczuka ogłosi wyrok 17 lutego.

"O rycerzach lustracyjnej wojny"

Chodzi o artykuł opublikowany w marcu 2007 r. przez Krasowskiego -  ówczesnego naczelnego gazety "Dziennik, Polska, Europa, Świat", pod  tytułem "O rycerzach lustracyjnej wojny". Krasowski pisał o krytyce Michnika wobec lustracji, a zarazem stwierdził, że "jedną trzecią życia poświęcił na obronę ubeków". "Wielka, chyba największa legenda opozycji trywializowała się w kolejnych dowodach na to, że kolaboracja i odwaga były w istocie tym samym" - napisał Krasowski.

- Krytyczne opinie na mój temat są rzeczą naturalną, ale te zdania to  kłamstwo i oszczerstwo, które godzi w prawdę i moje dobre imię. Albo się broniło ubeków, albo się nie broniło - można to ocenić. Nie można mówić, że jedną trzecią broniłem ubeków, skoro byłem ich ofiarą i  oskarżycielem - oświadczył naczelny "Gazety Wyborczej". Sprzeciwił się koncepcji polemizowania w mediach ze sformułowaniami, z  którymi się nie zgadza. - Musiałbym publikować swój życiorys jako płatne ogłoszenie - tak się nie da. Tego nauczył mnie Jan Nowak Jeziorański. Mówił mi: z oszczerstwami nie polemizuj. Prostuj, a gdy to niemożliwe -  pozywaj - oświadczył Michnik.

Pytany o swe wypowiedzi z okresu po 1989 r. Michnik przypomniał, że  prezentował w nich "filozofię pojednania" narodowego, na wzór hiszpański po okresie dyktatury Franco: "będziemy się różnić, ale nie będziemy się już represjonować". - I w takiej filozofii nie byłem wyjątkiem, bo  podobnie wypowiadał się w swoim czasie Episkopat Polski - dodał.

"Jednoosobowe zaświadczenie o honorze"

Na pytanie o słynne zdanie z rozmowy z gen. Czesławem Kiszczakiem, którego Michnik uznał za "człowieka honoru", naczelny "GW" podkreślił, że odnosiło się to do tego, iż generałowie Jaruzelski i Kiszczak "dotrzymali słowa oddając władzę po 1989 r.". Michnik przyznał, że abp Józef Życiński był krytyczny wobec tych słów Michnika. - Jednoosobowe wystawianie zaświadczeń, kto jest człowiekiem honoru, a kto nim nie  jest, kojarzy mi się z tą praktyką PRL-owskich władz, w której decydowano odgórnie, kto jest prawdziwym Polakiem i patriotą - mówił wówczas Katolickiej Agencji Informacyjnej. - Rozmawiałem o tym wielokrotnie z księdzem arcybiskupem, myślę, że już później nie  powtórzyłby tych słów. Mógłbym go pozwać do sądu, ale wystarczyły mi jego osobiste przeprosiny - skomentował to Michnik, pytany o różnicę między komentarzem arcybiskupa a tekstem Krasowskiego.

Krasowski: użyłem banalnych sformułowań

Krasowski (obecnie niezależny publicysta i szef wydawnictwa książkowego) podtrzymał swe wypowiedzi z inkryminowanego tekstu i  podkreślił, że nie chciał sprawić nimi przykrości Michnikowi. - Użyłem banalnych sformułowań, podobnych do innych występujących w debacie publicznej, typu: "używa mowy nienawiści", czy "cechuje go jaskiniowy antykomunizm" - ocenił.

- W ramach publicystyki można napisać, że "Adolf Hitler był diabłem" oraz że "Adolf Hitler był aniołem" - uważa Krasowski. - A że "kochał Żydów"? – zareagował pytaniem Michnik. Krasowski odparł, że "teza publicystyczna może być także absurdalna lub fałszywa, ale nie powinna podlegać ocenie sądowej".

"Jeśli ktoś robi wywiad z Kiszczakiem..."

Krasowski przypomniał, że pisał swój tekst, gdy prawica wystąpiła z  projektem zbudowania "hierarchii moralnej" – tych, którzy wykazali się odwagą, tych, którzy się nią nie wykazali oraz kolaborantów, których należałoby wyeliminować z życia publicznego. - Michnik się temu sprzeciwiał – i stąd mój pogląd. Jeśli ktoś robi wywiad z Kiszczakiem, to stwarza wrażenie równości moralnej, to przydaje tych cech Kiszczakowi. Mógł w inny sposób osiągnąć ten sam cel, pomijając swe spektakularne gesty, które zaważyły na jego wizerunku - uważa pozwany.

Według Krasowskiego "z wielu pożytecznych inicjatyw", jakie były udziałem Michnika w ostatnich latach, "najbardziej wyrazista stała się akcja sprzeciwu wobec lustracji". Na dowód przywołał wystąpienie Michnika w sprawie odebrania specjalnych uprawnień funkcjonariuszom UB - gdy stwierdził on, że "zrodzi to wołanie o krew i niebezpieczeństwo stosów".

"Michnika kojarzą z obroną oskarżonych o agenturę"

- To wszystko powoduje, że Adam Michnik przez dużą cześć społeczeństwa zaczyna być kojarzony z bronieniem oskarżonych o agenturę, tak jak sprawy Lesława Maleszki (b. publicysty "GW", ujawnionego jako agenta SB - red.), czy pisarza Andrzeja Szczypiorskiego" - powiedział.

- Kiedy doszło do naszej wiedzy, że Maleszka był agentem, był jedyny raz w historii gazety, całe kierownictwo redakcji opublikowało oświadczenie jednoznacznie potępiające agenturalną działalność Maleszki. A przywoływanie Andrzeja Szczypiorskiego, który na podstawie dzikiej lustracji został zakwalifikowany jako agent - tym się brzydzę -  skomentował to Michnik. Krasowski replikował, że powszechnie wiadomo, iż  Maleszka - już po ujawnieniu jego sprawy - nieoficjalnie pozostawał w  "Gazecie Wyborczej", skąd nadal otrzymywał teksty do redakcji.

zew, PAP