Jak informował w 2008 roku tygodnik "Wprost", sprawa dotyczyła "prowokacji wymierzonej pięć lat wcześniej w ówczesnego premiera Leszka Millera". Na początku 2003 r. wśród polityków pojawiła się plotka, jakoby jeden z najbogatszych Polaków - Aleksander Gudzowaty - skarżył się na syna Millera, że ten żąda od niego łapówek w zamian za umożliwienie prowadzenia interesów. Gudzowaty, który nic takiego nie rozpowszechniał, uznał sprawę za prowokację i poinformował o niej m.in. kancelarie premiera oraz prezydenta. Jak napisał "Wprost", do Kwaśniewskiego pismo Gudzowatego nigdy nie dotarło.
Zdaniem prokuratury zatrzymał je Ungier, za co postawiono mu zarzut. Podstawą był art. 276 Kodeksu karnego, stanowiący: "Kto niszczy, uszkadza, czyni bezużytecznym, ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Proces przed Sądem Rejonowym Warszawa Praga-Południe toczył się za zamkniętymi drzwiami. Niejawne było również ustne uzasadnienie sądu do wyroku. Nie wiadomo, czy prokuratura będzie apelować. Jej przedstawiciel nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Decyzja w tej sprawie ma zapaść po analizie pisemnego uzasadnienia sądowego wyroku.
zew, PAP