Kaczyński przed Trybunałem Stanu, czyli polityczna szopka

Kaczyński przed Trybunałem Stanu, czyli polityczna szopka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Próba postawienia Jarosława Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu to spektakl polityczny klasy C. Każda ze stron sporu wie, że do ewentualnego postępowania przed Trybunałem nie dojdzie, a nawet jeśli dojdzie, to z takiego procesu nic nie wyniknie.
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o to, czym zajmuje się Trybunał Stanu, to można byłoby mieć niemal pewność, że nie usłyszy się prawidłowej odpowiedzi. I nic w tym dziwnego - bo Trybunał Stanu to  najbardziej fasadowa i zatęchła instytucja prawno-polityczna, która jest jednak niezbędnym elementem każdej demokracji. Tymczasem w Polsce AD 2012 Trybunał Stanu stał się przede wszystkim politycznym straszakiem i  rekwizytem w medialno-politycznym spektaklu.

Politycy chętnie grożą stawianiem siebie nawzajem przed Trybunałem Stanu. Ostatnio po straszak ten sięgnęła Platforma Obywatelska, która takie groźby kieruje pod adresem Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro. Czy Kaczyński i Ziobro mają się czego bać? Raczej nie - zgodnie z  prawem wniosek o postawienie ministra czy premiera przed Trybunałem musi podpisać przy najmniej 115 posłów, ale by postawić polityka przed obliczem Trybunału trzeba jeszcze znaleźć większość 3/5 ustawowej liczby posłów, czyli co najmniej 276 głosów. Platforma musiałaby zatem zdobyć poparcie PSL, SLD i Ruchu Palikota, a wiadomo już, że ani ludowcy, ani konserwatywna część Platformy nie zamierzają poprzeć wniosku. Prawo i  Sprawiedliwość straszyło z kolei Trybunałem Stanu Radosława Sikorskiego -  za rzekome przekroczenie uprawnień ministra spaw zagranicznych podczas wystąpienia w Berlinie. Adam Hofman grzmiał wówczas, że PiS już zebrało 115 podpisów i że przedłożenie wniosku marszałkowi Sejmu to tylko kwestia czasu. Potem stanowisko PiS nieco złagodniało, a sprawa ucichła.

Skoro wiadomo, że przed Trybunałem Stanu i tak nikt nie stanie, to  dlaczego ten temat w ogóle pojawia się w publicznej debacie? To proste -  bo na Trybunale Stanu można sporo ugrać. Prawo i Sprawiedliwość chętnie wciela się w rolę ofiary oskarżeń ze strony Platformy. Prezes Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że z radością stanie przed obliczem Trybunału, gdyż dopiero wtedy będzie mógł wszystko powiedzieć. A że w  rzeczywistości do powiedzenia ma niewiele (nie oszukujmy się - gdyby miał coś do powiedzenia, już dawno by to powiedział), to w całej tej politycznej szopce chodzi wyłącznie o tworzenie atmosfery grozy i  politycznej putinowszczyzny, której duch ma unosić się nad Polską. Kaczyński zawsze chętnie stosuje taką strategię - rzuca jakieś jedno urywane zdanie, stosuje półsłówka, albo puszcza oko do swoich wyborców i  mówi "ja wiem takie rzeczy...". Po co to robi? Bo elektorat przestraszony, to elektorat skonsolidowany. Taki skonsolidowany elektorat mogliśmy podziwiać w czasie ostatniej manifestacji na Placu Trzech Krzyży.

Zresztą nie tylko Kaczyński wiedząc, że przed Trybunałem Stanu nie  stanie, deklaruje publicznie, że bardzo chciałby być przez ten Trybunał sądzony. Radosław Sikorski na swoim profilu na Twitterze napisał, że  pozwoli się sądzić "z pokorą" (w tej „pokorze" było więcej ironii i  nonszalancji niż w wypowiedziach posła Gadzinowskiego). Również Zbigniew „Uczciwość sama się obroni” Ziobro nie ma nic przeciwko postawieniu go w  stan oskarżenia. Ziobro, jako zdolny prawnik, i tak udowodni swoją niewinność, a Trybunał nazwie tuskowo-palikotowo-millerowym. Przed Trybunałem stanie też chętnie były premier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego Kazimierz Marcinkiewicz, który bierze pełną odpowiedzialność za ówczesną działalność swoich ministrów. Rzucone na  wiatr słowa nic wprawdzie nie znaczą, ale zawsze można się trochę polansować na męża stanu, któremu niestraszny jest Trybunał Stanu.  

Jeżeli jednak jakimś politycznym cudem doszłoby do postępowania przed Trybunałem Stanu wobec któregoś z wymienionych wyżej polityków, będziemy obserwowali największą polityczną szopkę od czasów komisji rywinowskiej. Jeżeli Platformie zależy na odwróceniu uwagi opinii publicznej od niepopularnych reform, to zainicjowanie postępowania przed Trybunałem Stanu jest dobrym pomysłem. Także PiS wiele na tym skorzysta, gdyż będzie mógł oskarżać oskarżycieli i tłumaczyć, że  sędziowie są skorumpowani, a cały proces służy tylko temu, by odwrócić uwagę od wspomnianych wyżej reform. Do tego dołączy się Ruch Palikota, który wystąpi jako jedyna rozsądna opcja, gdyż gdzie PO-PiS się kłóci, tam Palikot korzysta. Swoje kolejne pięć minut - dzięki Trybunałowi -  może mieć także Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska.

Wszyscy zyskują, a kto traci? Polska demokracja. Polacy niejedno polityczne show już oglądali i żadne nie przyczyniło się do utrwalenia przekonania, iż posłowie, senatorowie i ministrowie należycie i uczciwie wykonują swoje obowiązki. Dlatego, jeżeli zobaczycie Kaczyńskiego kpiącego z sędziów, Ziobrę kreującego się na ojca-Polaka czy Stefana Niesiołowskiego ciskającego puste oskarżenia, po prostu wyłączcie odbiorniki.