Kurtyka: jest dowód, że doszło do zamachu

Kurtyka: jest dowód, że doszło do zamachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zuzanna Kurtyka (fot. materiały prasowe Prawa i Sprawiedliwości) 
- Od dawna mówiło się, że doszło do wybuchu, ale znalezienie materiałów wybuchowych to nie jest już jakaś tam spekulacja, jest w końcu twardy dowód, że doszło do zamachu - mówi w rozmowie ze Stefczyk.info Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN odnosząc się do doniesień "Rzeczpospolitej".
- Jestem w szoku, ale przede wszystkim z tego powodu, że te informacje najpierw przedostały się do dziennikarzy niż dotarły do rodzin ofiar. Od czasu ekshumacji mojego męża i od postępowania sekcyjnego minęło już sporo czasu, a ja wciąż nie dostałam żadnego podsumowania tych działań. Na moje pytanie, kiedy dostanę jakieś dokumenty w tej sprawie zaległa głucha cisza. Dostałam tylko informację, że mogę sobie przyjechać do Warszawy i poczytać sobie dokumentacje, ale do Krakowa nikt mi nic nie przyśle. Jak to państwo działa?! O co tu chodzi? I teraz dowiaduję się, że znaleziono materiały wybuchowe. Jestem w szoku, ale jestem w szoku już od dawna, więc to chyba tylko pogłębienie tego stanu - mówiła Kurtyka.

"W końcu jest twardy dowód, że doszło do zamachu"

Żona byłego prezesa IPN zaznaczyła, że wersja zamachu była już rozpatrywana. - Do tej pory mówiliśmy o wielu wersjach wybuchu. Że to mogła być iskra z instalacji, która gdzieś się przebiła. Że to były opary paliwa, amunicja BOR-owców. Skończmy już z tymi bzdurami, przecież znaleziono trotyl! To nie jest normalne, że taki materiał znajduje się na pokładzie samolotu, którym leci oficjalna delegacja z prezydentem na czele - przekonywała.

- Nie przyjmuję tłumaczenia, że ten trotyl pochodził z czasów drugiej wojny światowej. Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Według mnie, znalezienie materiałów wybuchowych to nie jest już jakaś tam spekulacja, jest w końcu twardy dowód, że doszło do zamachu - podkreśliła.

Ślady materiałów wybuchowych na wraku


Według informacji "Rzeczpospolitej" polscy prokuratorzy i biegli badający wrak Tu-154M w Rosji odkryli na nim ślady trotylu i nitrogliceryny. Wyniki ich ekspertyz od kilkunastu dni ma znać prokurator generalny Andrzej Seremet. Polscy biegli pojechali do Rosji ponieważ ich zastrzeżenia wzbudziła rosyjska ekspertyza pirotechniczna, której nie chcieli podpisać bez ponownego przebadania wraku. Prokuratorzy tłumaczyli, że eksperci z Polski mieli wcześniej do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.

Pierwsze badanie na obecność materiałów wybuchowych dało wynik pozytywny - na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Ich ilość była bardzo duża. Ślady obecności materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu.

Prokuratura wojskowa zaprzecza

Płk Ireneusz Szeląg z Naczelnej Prokuratury Wojskowej zaprzeczył doniesieniom "Rzeczpospolitej" jakoby biegli i prokuratorzy stwierdzili obecność trotylu i nitrogliceryny na wraku Tu-154M. - Nie jest prawdą, że na elementach Tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny - podkreślił płk Szeląg. Prokurator zaznaczył, że wnioski z działań śledczych w Smoleńsku, jakie przedstawił autor artykułu w "Rzeczpospolitej", może "sformułować jedynie laik".

ja, "Rzeczpospolita", stefczyk.info