- Na dwa dni przed marszem policja weszła do naszych domów, zabrała komputery i telefony, by uniemożliwić organizację marszu. Potraktowano nas jak faszystów - żali się rzecznik ONR Marian Kowalski.
- Tysiące osób przeszło spokojnie. Na Agrykoli nie było ani jednego policjanta i nic się nie wydarzyło - mówi podkreślając dobrą pracę Straży Marszu.
Do bezpieczeństwa w trakcie demonstracji odnosi się także rzecznik policji Mariusz Sokołowski. - Działania policji były wymierzone w tych, którzy dopuścili się łamania prawa - podkreśla. - Dopiero kiedy leciały petardy i kamienie, policja zdecydowała się na działania - dodaje Sokołowski. Odrzuca on także zarzuty o prowokację. - Nie rozumiem, czemu miałyby służyć takie działania - dziwi się oskarżeniom.
- Nie wiem, po co organizatorzy zaprosili tych agresywnych ludzi. To policjanci byli ranieni, na nich był przypuszczony główny atak. To nie żadna prowokacja, ale uzasadnione działania. Z chuliganami będziemy walczyć w sposób zdecydowany - zaznacza.
Tej argumentacji nie przyjmuje rzecznik ONR, który przypomina, że "nigdy jeszcze nie dopuszczono do takiej sytuacji, żeby policjanci w kominiarkach rzucali kamieniami w swoich kolegów". - Na dwa dni przed marszem policja wstąpiła do naszych domów, zabrała komputery, telefony, by uniemożliwić organizację marszu. Potraktowano nas jak faszystów. Wiele tygodni przed marszem w mediach reżimowych straszono najazdem nazistów - dodaje.
- Co do zajść podczas samego marszu, użyliśmy środków adekwatnych do tak agresywnego zachowania. Zastosowano technikę sprzed marszu Polska-Rosja (podczas rozgrywek Euro 2012 - przyp. red.). Faktycznie, niektórzy policjanci byli w kominiarkach. Ich zadaniem było wpadanie zza oddziału policyjnego i wyłapywanie najbardziej agresywnych chuliganów - przyznaje Sokołowski. - Nie zapraszajmy bandytów na tego typu marsze, a następny będziemy świętować w spokoju - kończy.
- To my was nie zapraszamy - odpowiada mu Kowalski.
mp, wp.pl, TVP Info
Do bezpieczeństwa w trakcie demonstracji odnosi się także rzecznik policji Mariusz Sokołowski. - Działania policji były wymierzone w tych, którzy dopuścili się łamania prawa - podkreśla. - Dopiero kiedy leciały petardy i kamienie, policja zdecydowała się na działania - dodaje Sokołowski. Odrzuca on także zarzuty o prowokację. - Nie rozumiem, czemu miałyby służyć takie działania - dziwi się oskarżeniom.
- Nie wiem, po co organizatorzy zaprosili tych agresywnych ludzi. To policjanci byli ranieni, na nich był przypuszczony główny atak. To nie żadna prowokacja, ale uzasadnione działania. Z chuliganami będziemy walczyć w sposób zdecydowany - zaznacza.
Tej argumentacji nie przyjmuje rzecznik ONR, który przypomina, że "nigdy jeszcze nie dopuszczono do takiej sytuacji, żeby policjanci w kominiarkach rzucali kamieniami w swoich kolegów". - Na dwa dni przed marszem policja wstąpiła do naszych domów, zabrała komputery, telefony, by uniemożliwić organizację marszu. Potraktowano nas jak faszystów. Wiele tygodni przed marszem w mediach reżimowych straszono najazdem nazistów - dodaje.
- Co do zajść podczas samego marszu, użyliśmy środków adekwatnych do tak agresywnego zachowania. Zastosowano technikę sprzed marszu Polska-Rosja (podczas rozgrywek Euro 2012 - przyp. red.). Faktycznie, niektórzy policjanci byli w kominiarkach. Ich zadaniem było wpadanie zza oddziału policyjnego i wyłapywanie najbardziej agresywnych chuliganów - przyznaje Sokołowski. - Nie zapraszajmy bandytów na tego typu marsze, a następny będziemy świętować w spokoju - kończy.
- To my was nie zapraszamy - odpowiada mu Kowalski.
mp, wp.pl, TVP Info