Zabójcze nianie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przyjmując opiekunkę do dziecka, możesz wpuścić do domu sadystkę.
Kobieta najpierw potrząsa płaczącym dzieckiem tak, że odbija się ono niczym piłka od materaca w łóżeczku. Potem zatyka mu ręką usta, aż dziecko zaczyna się dusić. Jeszcze później okłada je skręconym ręcznikiem, a w końcu bije pięścią po całym ciele. Powtarza te czynności wielokrotnie w ciągu kilku godzin. To nie sceny z głośnego filmu "Piastunka" z Rebeccą de Mornay. Tak opiekowała się dwuletnią dziewczynką i dziesięciomiesięcznym chłopczykiem Agnieszka K. z Wrocławia. W podobny sposób dwuletnią dziewczynką zajmowała się Sylwia M. z Gdyni. Opiekunki do dzieci, osób chorych i starych mają na koncie nie tylko pobicia i okaleczenia, ale nawet zabójstwa, a także rabunki, oszustwa i wyłudzenia. Często cierpią na paranoję, depresję, wybuchy gniewu, są alkoholiczkami bądź narkomankami. Miesiącami potrafią ukrywać swoje sadystyczne skłonności bądź nałogi, udawać czułość i opiekuńczość.

Morderczynie dzieciństwa

Pięcioletni Adrian Staniewicz na wspomnienie swojej opiekunki wybucha płaczem i dostaje drgawek. Choć od wyrzucenia z domu jego niani minęło już pół roku, chłopiec nie potrafi pozbyć się lęku, jest małomówny, zamknięty w sobie, nie chce się bawić z rówieśnikami. "Mamo przeprowadźmy się do innego mieszkania, najlepiej takiego, gdzie nie ma kuchni" - prosi najczęściej mamę Krystynę. - Adrian pamięta, że w kuchni spotykały go najcięższe kary: był straszony zamknięciem w piekarniku, zmuszany do czyszczenia kuchenki i płytek ściennych - tak, że na rączkach robiły mu się pęcherze. Musiałam też wyrzucić z domu wersalkę, w której był zamykany, bo na jej widok dostawał ataków histerii - opowiada Krystyna Staniewicz. Po kilku miesiącach kontaktów z nianią dziecko trafiło na miesiąc do szpitala psychiatrycznego. O sadystyczne skłonności Krystyna Staniewicz zaczęła podejrzewać opiekunkę dopiero wtedy, gdy nie mogła nawiązać kontaktu z synem. Kiedy pytała, go, co się dzieje, wybuchał płaczem i nic nie mówił. Podsłuchała, jak modlił się, żeby Bóg coś zrobił z panią Kasią, bo on już dłużej tego nie wytrzyma. Krystyna Staniewicz wyrzuciła opiekunkę, ale nie miała dowodów na to, że znęcała się ona nad jej synem. Dlatego nie zawiadomiła policji ani prokuratury.

Agnieszka K. z Wrocławia, która opiekowała się dwuletnią dziewczynką i dziesięciomiesięcznym chłopczykiem, została aresztowana, bo jej podopieczna trafiła do szpitala z obrzękiem mózgu i lewostronnym paraliżem kończyn. Prokuratura ustaliła, że regularnie biła dzieci pięściami, dusiła poduszką i kocem, targała za włosy i ciągnęła za uszy. Agnieszka K. została skazana na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Sylwia M. z Gdyni powierzoną jej opiece dwuletnią dziewczynkę maltretowała, wbijając jej szpilki pod paznokcie, podnosząc za włosy (i trzymając tak nawet kilkanaście minut), bijąc skarpetką, do której wkładała gruboziarnisty cukier. Często ją także dusiła - zatykając usta i nos, aż dziecko niemal traciło przytomność.

Zuzanna I., Polka z Ukrainy, opiekowała się w Lublinie czteroletnią dziewczynką. Gdy matka dziecka zobaczyła na jego ciele rany i siniaki, dziewczynka opowiedziała o biciu trzepaczką od dywanów i tłuczkiem do mięsa, o lodowatych prysznicach czy zmuszaniu do jedzenia spleśniałych produktów. Zuzanna I. została wyrzucona, ale matka dziewczynki nie zawiadomiła policji, bo zatrudniała ją na czarno. Kobieta poinformowała o Zuzannie I. wszystkie lokalne agencje opiekunek. Dotarliśmy do Zuzanny I., która od tamtych wydarzeń nie może znaleźć pracy. - Raz tłuczek spadł dziecku na głowę, ale to był wypadek: dziewczynka podeszła do mnie znienacka, gdy rozbijałam mięso. Wypuściłam z ręki tłuczek, bo się przestraszyłam. O biciu trzepaczką po prostu zmyśla - broni się Zuzanna I. Policja i prokuratura są w trudnej sytuacji, bo z jednej strony mają chaotyczne zeznania przestraszonego dziecka, z drugiej - logiczne wyjaśnienia opiekunki, która najczęściej twierdzi, że dziecko kłamie. Jeśli nie ma śladów bicia, sprawa jest umarzana. Jak mówi Anna Kossak, psycholog ze Studia Treningu Życiowego Contra, firmy zajmującej się rekrutacją opiekunek, jedyną karą jest wpisanie na czarną listę krążącą po wszystkich agencjach pośredniczących w zatrudnianiu opiekunek. Jeśli są one zatrudniane na czarno, rodzice nie wiedzą o przeszłości tych kobiet.

Małgorzata P., która opiekowała się czterolatkiem w Chorzowie, porwała chłopca. Po kilkudniowych poszukiwaniach policja ujęła ją pod Sieradzem, gdzie ukrywała się wraz z uprowadzonym dzieckiem. Małgorzata P. uznała, że jest lepszą matką niż biologiczna matka dziecka. Jadwiga Wesołowska z Otwocka dopiero po sześciu tygodniach zauważyła, że opiekunka jej dziecka upija się, a potem wychodzi z mieszkania, zostawiając otwarte drzwi. Gdy Wesołowska ją upomniała, opiekunka okradła ją z biżuterii i pieniędzy i zniknęła. Zabrała z sobą dziecko, które porzuciła potem na ulicy, kilka kilometrów od domu. Dziecku groziła śmierć z wychłodzenia.

Dlaczego opiekunki maltretują dzieci?

- Zawód opiekunki przyciąga sadystki, które wyładowują się na słabszych. Dla nich dziecko jest idealnym obiektem, bo nie może się zrewanżować, jest bezradne i wystraszone. Zwykle one same były bite w dzieciństwie lub przez partnera i teraz odreagowują wściekłość za przeżyte kiedyś poniżenie - mówi Sue Burrell, dyrektorka centrum Praw Dziecka w San Francisco. - Najbardziej niebezpieczne są kobiety, które chciałyby mieć dzieci, a jednocześnie ich nienawidzą, więc na własne się nie decydują. Gdy opiekują się cudzym potomstwem, są zawiedzione, bo mają wyobrażenie idealnego dziecka. Karzą więc swojego małego podopiecznego za to, że sprawia zawód. Takie kobiety są niezwykle przebiegłe: potrafią karać w wyrafinowany sposób, upokarzają, torturują psychicznie, a gdy biją, to tak, żeby nie było śladów. Potrafią też zastraszyć dziecko do tego stopnia, że nie ma ono odwagi opowiedzieć o wszystkim rodzicom - tłumaczy Rene Thomas Folse, psycholog i prawnik z Kalifornii, specjalizujący się w sprawach niebezpiecznych opiekunek.

Folse opisuje opiekunki, które wyobrażały sobie, że to one są prawdziwymi matkami, a nie kobiety, które je zatrudniły - nie mające czasu dla własnych pociech. Wpadały w szał, gdy zauważały, że dzieci kochały te złe - ich zdaniem - matki, a nie opiekunki, czyli lepsze matki. Maltretując i gnębiąc psychicznie dzieci, brały rewanż na złych matkach. Wspomniana już Anna Kossak zauważa, że w Polsce część niebezpiecznych opiekunek to osoby, które uważają, że przegrały życie. Przez to są sfrustrowane i jednocześnie zazdrosne o to, że ich pracodawcom się powiodło. Wyładowują więc agresję i frustrację na swoich bezbronnych podopiecznych.

Jak się ustrzec niebezpiecznych opiekunek?

- Zadziwia to, że osoby zatrudniające opiekunki nie sprawdzają nawet podstawowych danych personalnych, nie mówiąc o referencjach, tymczasem referencje to najlepsza polisa ubezpieczeniowa. W efekcie często wpuszczają do mieszkań kobiety z bogatą kartoteką kryminalną lub o sadystycznych skłonnościach. I takim ludziom powierzają swoje pociechy, czyli najcenniejsze, co mają - mówi nadkomisarz Zbigniew Matwiej z Komendy Głównej Policji. Agencje pośredniczące w zatrudnianiu opiekunek są szczególnie nieufne wobec osób, którym udowodni się choćby drobne kłamstwo. - Kłamstwo i niska samoocena to koktajl, który z reguły wywołuje frustrację i agresję - mówi Anna Kossak.

- Trzech psychologów w naszej firmie bardzo rygorystycznie sprawdza kandydatki na opiekunki. Przeglądamy referencje, kontaktujemy się z ich poprzednimi pracodawcami, weryfikujemy kwalifikacje, badamy powody zakończenia pracy w poprzednim miejscu, robimy też testy psychologiczne - opowiada Cezary Sławecki z firmy Polskie Centrum Opiekunek. Radzi on, by przed skorzystaniem z usług agencji upewnić się, czy jest to sprawdzona firma, od kiedy jest obecna na rynku, ile osób skorzystało z jej pośrednictwa.

W filmie "Piastunka" cierpiąca na paranoję opiekunka zanim wpadła w szał, była osobą ujmującą, troskliwą, wrażliwą i inteligentną. Dostała pracę, bo proszona o referencje tłumaczyła, że zostawiła je w poprzednim mieszkaniu i przedstawi później. Potem jej pracodawcy o referencjach zapomnieli, co skończyło się katastrofą. Oczywiście referencje mogą też mieć sadystki i paranoiczki, ale znacznie ograniczają one ryzyko wpuszczenia do domu osoby niebezpiecznej. I nie warto zatrudniać opiekunek na czarno - pozorny zysk może się bowiem okazać niepowetowaną stratą.

Piotr Kudzia, współpraca: Kamila Korab

Pełny tekst ukaże się w najnowszym, 1093 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 3 listopada.