W poniedziałek na konferencji prasowej zapewniał, że odwołanie z dniem 31 sierpnia jego dwóch zastępców - Krzysztofa Szwedowskiego i Zbigniewa Wesołowskiego - nie jest decyzją polityczną, lecz organizacyjną. Podkreślał, że w swej pracy nie kieruje się względami politycznymi. "Ta decyzja nie ma nic wspólnego z politycznymi naciskami" - powiedział. Zaznaczył, że zdecydował się wystąpić z wnioskiem o odwołanie wiceprezesów właśnie teraz, przed wyborami, dlatego, że "takie decyzje nie powinny być przenoszone na nową kadencję Sejmu" i nie chciał zaczynać współpracy z nowym marszałkiem Sejmu od zmian kadrowych.
Sekuła tłumaczył, że kiedy zaczynał w 2001 r. formować kierownictwo Izby, umówił się ze Szwedowskim i Wesołowskim na pracę 4-letnią. "Właśnie mija ten czas" - powiedział. Jego zdaniem, "dwóch, trzech zastępców to optymalna liczba" (do tej pory prezes NIK miał czterech zastępców). Zapewniał, że po wyborach nie wystąpi z wnioskiem o powołanie nowego wiceprezesa.
Odwołanym zastępcom prezes NIK zaproponował pracę w Izbie na stanowisku doradcy. Jak poinformował, Zbigniew Wesołowski chce zostać w NIK, natomiast odpowiedź od Szwedowskiego ma dostać w ciągu najbliższych dni. Pytany przez dziennikarzy o to, czy prezes Izby powinien mieć aż 24 doradców (obecnie ma 22), Sekuła oświadczył, że "nie wszyscy wykonują swoje obowiązki, niektórzy są na urlopach na czas pełnienia innych funkcji".
O odwołaniu NIK piszemy w najnowszym tygodniku "Wprost" (Skaner). Zgadzamy się z poniedziałkowym "Życiem Warszawy", że wbrew zapewnieniom prezesa Sekuły, sprawa ma podłoże polityczne. Niewygodny dla polityków SLD był zwłaszcza Krzysztof Szwedowski, który przyszedł do NIK z UOP. Kierowane przez niego departamenty wykryły wiele afer, w które zamieszani byli politycy tej partii. Na stanowisko wiceprezesa Izby powołał go w 2001 r. ówczesny marszałek Sejmu Maciej Płażyński.
em, pap, inf. własna