Co Jarucka zeznała przed komisją śledczą? (aktl.)

Co Jarucka zeznała przed komisją śledczą? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kancelaria Sejmu udostępniła stenogram z zeznaniami Anny Jaruckiej, byłej asystentki Włodzimierza Cimoszewicza, złożonymi na zamkniętym posiedzeniu komisji.
O oświadczeniach majątkowych Cimoszewicza

Jarucka zeznała, że w kwietniu 2002 r. Cimoszewicz zmienił oświadczenie majątkowe, które złożył w styczniu jako minister spraw zagranicznych. Według niej, w nowej wersji oświadczenia nie  było już informacji o akcjach PKN Orlen.

Jarucka powiedziała przed komisją, że w kwietniu 2002 r. przygotowała rozliczenie podatkowe Cimoszewicza i przy tej okazji przypomniała mu, że musi złożyć także poselskie oświadczenie majątkowe.

Cimoszewicz miał jej odpowiedzieć, że już oświadczenie wypisał i  "zostawił je w Sejmie, ale na zasadzie jakiegoś skojarzenia z  rozliczeniem podatkowym zastanowił się i postanowił jednakże, że  nie będzie wpisywał akcji PKN Orlen".

Jarucka powiedziała, że przypomniała mu wtedy, iż już w styczniu 2002 r. złożył oświadczenie majątkowe w MSZ jako minister i że w  tym oświadczeniu "te akcje wpisywał".

"Pan minister powiedział, że bardzo dobrze, że mu przypominam o  tym dlatego, że też będzie musiał w takim razie zmienić, ponieważ on tych akcji już nie posiada i się pomylił wpisując je" -  powiedziała Jarucka.

Dodała, że Cimoszewicz poprosił ją natychmiast o przygotowanie upoważnienia dla niej, by mogła poprosić o wydanie jej oświadczenia majątkowego znajdującego się w MSZ. Zeznała, że  przygotowała takie oświadczenie i zostawiła je w sekretariacie, a  po godzinie sekretarka poinformowała, że upoważnienie jest podpisane, i wtedy je odebrała.

Następnie udała się do pokoju, gdzie uprzedzona wcześniej osoba miała oświadczenie majątkowe Cimoszewicza. Jarucka powiedziała, że  wzięła je i udała się do gabinetu ministra. "Zostało to  oświadczenie wypisane jakby powtórnie - mówię cały czas o  oświadczeniu, które jest w MSZ składane - ono zostało wypisane już bez akcji PKN Orlen" - powiedziała.

Dodała, że zwróciła Cimoszewiczowi uwagę, iż to oświadczenie jest na dzień 31 grudnia 2001 r., kiedy miał on jeszcze akcje PKN Orlen.

"Pan minister stwierdził wówczas, że on je miał zamiar sprzedać w  grudniu (2001-PAP), a sprzedał na samym początku stycznia (2002- PAP), a więc to prawie na jedno wychodzi i że on teraz nie będzie wpisywał czegoś, czego nie ma" - powiedziała Jarucka.

Według niej, Cimoszewicz zwrócił się wtedy do niej: "Pani nie  mówi, tylko pani słucha, to jest moje oświadczenie, ja wpisuję to, co uważam za stosowne". Jarucka powiedziała też, że Cimoszewicz zastanawiał się, czy do oświadczenia wpisywać akcje Agory, "ponieważ te akcje należą do jego syna, ale w końcu zdecydował się je wpisać".

"Ja doskonale pamiętam tę rozmowę dlatego, że ja wtedy zauważyłam, że to bardzo sympatycznie jest mieć tyle akcji takiej firmy, jak Agora i że też bym chciała mieć tyle akcji. Na co pan minister powiedział - i wtedy ja to odebrałam jako żart, i ja również teraz uważam, że on sobie żartował - ponieważ powiedział, że to był.., że dostał w prezencie te akcje" - powiedziała Jarucka.

Zeznała też, że Cimoszewicz polecił jej, aby w taki sam sposób (jak zmieniono jego oświadczenie ministerialne-PAP) przygotowała oświadczenie do Sejmu.

Jarucka powiedziała, że nie jest w stanie stwierdzić, czy  oświadczenie poselskie Cimoszewicza było wtedy złożone, czy nie. Według niej, sam Cimoszewicz chyba też "nie był w stanie tego stwierdzić, bo powiedział, że na wszelki wypadek trzeba będzie przygotować list do przewodniczącego Komisji Etyki Poselskiej, pana Stefaniuka".

Zeznała, że Cimoszewicz podyktował jej taki list. Zanaczyła, że  nie wie, czy ten list był wykorzystywany, dlatego, że - jak to  określiła - tutaj jej rola się skończyła. Dodała, że odniosła zmienione oświadczenie ministerialne do kadr w MSZ, do tego miejsca, z którego je zabrała.

Jarucka powiedziała, że spytała Cimoszewicza, co zrobić z  pierwszym oświadczeniem MSZ-owskim, a on odparł, żeby trzymała je  w bezpiecznym miejscu. Dlatego - jak twierdzi - zabrała je "w  takim jakimś odruchu" do domu, ponieważ w swym pokoju w  ministerstwie nie miała "kasy pancernej".

Powiedziała też, że nie ma oryginału upoważnienia do zmiany oświadczenia majątkowego, które dostała od Cimoszewicza, ale  zrobiła sobie wtedy kserokopię.

Zeznając przed komisją Jarucka oceniła też, że niemożliwe jest wykradzenie przez nią z MSZ oświadczenia majątkowego Cimoszewicza. Takie dokumenty - mówiła - są poufne i przechowywane w kasie pancernej. Zapewniła, że nie wiedziała, gdzie, w której kasie pancernej przechowywane są oświadczenia ministra, a poza tym, aby  je wynieść, musiałaby mieć klucze do tej kasy i klucze do pokoju, w którym ona się znajdowała.

"W związku z czym, ja naprawdę nie byłabym w stanie wykraść jakiegokolwiek dokumentu tajnego z MSZ, to jest kompletne nieporozumienie" - powiedziała Jarucka.

Według niej, niemożliwe, by oświadczenia Cimoszewicza nie było w  MSZ. Jarucka powiedziała, że gdyby nie zwróciła oświadczenia Cimoszewicza, to osoba, która dała jej ten dokument, "na pewno by  się upomniała".

W pisemnym oświadczeniu przekazanym komisji 11 sierpnia Jarucka napisała o zamianie obu oświadczeń majątkowych Cimoszewicza: ministerialnego i poselskiego.

Cimoszewicz - napisała w tym oświadczeniu - poprosił o "zamianę oświadczenia majątkowego, które składał w Sejmie i MSZ, zmieniając informację nt. akcji PKN Orlen".

"W tej sprawie zostało przygotowane pismo do Przewodniczącego Komisji Etyki Poselskiej pana Stefaniuka. Z tym pismem miałam pójść do Sejmu, ale nie składać go na Dziennik, tylko przynieść je  z powrotem do pana Cimoszewicza" - napisała Jarucka.

"Po zamianie oświadczeń pan Cimoszewicz kazał mi (żebym-PAP) te  wcześniejsze (pisane przez niego, bo te nowe były pisane przeze mnie) i pismo do posła Stefaniuka, +trzymała w bezpiecznym miejscu+ i dlatego zabrałam je do domu, łącznie z kserokopiami PIT (przygotowywałam też panu Cimoszewiczowi w roku 2001 i 2002 rozliczenia do Urzędu Skarbowego)" - napisała Jarucka.

O przesłuchaniu przez ABW

Anna Jarucka powiedziała przed komisją śledczą ds. Orlenu, że jej przesłuchanie i przeszukanie w jej mieszkaniu w 2005 r. przez ABW miało związek z dwoma starymi, poufnymi szyfrogramami, które znalazła na swoim biurku.

Jarucka zeznała przed komisją, że otworzyła kopertę, znalazła w  niej "stare, sprzed roku" szyfrogramy oznaczone jako poufne. Odniosła je do właściciela dokumentów - Departamentu Systemu Informacji MSZ, w którym była wcześniej wicedyrektorem.

Następnego dnia - 25 stycznia 2005 r. - została wezwana na  przesłuchanie do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na które poszła pomimo zwolnienia lekarskiego. Funkcjonariusze ABW przesłuchiwali ją - jak twierdzi - z tezą, że otrzymała te poufne depesze od dziennikarki z gazety "Metro", i pytali ją o nazwisko tej dziennikarki. Zeznała, że przesłuchanie to trwało 4-5 godzin i  dopiero na jej prośbę zostało zaprotokołowane.

Według relacji Jaruckiej, tego samego dnia ok. 21.00 funkcjonariusze ABW przyszli do jej mieszkania, by je przeszukać. Nie mieli żadnego dokumentu, które byłoby podstawą do  przeszukania, wylegitymowali się jedynie i podali, ze jest ono wykonywane na zlecenie płk. Ryszarda Bieszyńskiego (b. szef wydziału śledczego UOP). Prokuratura sześć dni później, 31 stycznia, wydała decyzję o tym przeszukaniu - podała Jarucka.

Według jej relacji przeszukujący zakończyli je po odnalezieniu dokumentów dotyczących Włodzimierza Cimoszewicza i zabezpieczeniu twardego dysku i dyskietek z komputera jej męża. Jak dodała Jarucka, nie sprawdzili jej komputera, który stał na piętrze domu, w którym mieszka.

Funkcjonariusze mieli - według Jaruckiej - skontaktować się z  Bieszyńskim, zapakować wszystkie znalezione dokumenty do jednej koperty, na której po zaklejeniu podpisała się Jarucka, żeby w  razie czego można było poznać, że otwierano pakunek. Zapewnili ją, że koperta trafi do Cimoszewicza. W czerwcu 2005 r. przesłuchujący ją funkcjonariusz ABW miał zapewnić, że koperta trafiła bezpośrednio do Cimoszewicza. Mimo to, według informacji w  mediach, dokumenty te "krążą pomiędzy MSZ a ABW" - dodała.

Jarucka poinformowała, że po zeznaniach Cimoszewicza przed komisją śledczą zadzwoniła do kolegi, który jest jego współpracownikiem, i powiedziała, że teraz już wie, po co było przeszukanie ABW w jej domu. Kolega zaproponował spotkanie w MSZ, ale następnego dnia kontakt się urwał. Sama nie podejmowała też tego tematu, do czasu gdy okazało się, że do siostry jej męża zadzwonił funkcjonariusz ABW informując, że powinna wiedzieć, że  Jarucka jest podejrzewana o działalność szpiegowską.

Wtedy skontaktowałam się z posłem Konstantym Miodowiczem (PO), by  opowiedzieć o sprawie komisji śledczej - zeznała.

ss, pap

Czytaj też:
Hak na Cimoszewicza? (Była asystentka Włodzimierza Cimoszewicza Anna Jarucka przekazała komisji śledczej ds. PKN Orlen ksero dokumentu podpisanego przez Cimoszewicza. Oświadczenie upoważniający ją do dokonania zamiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza.)
Stefaniuk: Cimoszewicz nie mógł się pomylić (Franciszek Stefaniuk (PSL), powiedział, że "raczej nie jest możliwe", aby Włodzimierz Cimoszewicz składając poselskie oświadczenie majątkowe, nie był świadomy, że należy w nim przedstawić stan swojego majątku na dzień 31 grudnia poprzedniego roku.)
Donos na Cimoszewicza do prokuratury (Sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen przyjęła uchwałę o zwróceniu się do prokuratora generalnego z zawiadomieniem o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza.)
Jarucka sfałszowała upoważnienie? (Marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz oświadczył, że dokument przedstawiony przez jego byłą asystentkę Annę Jarucką jest "ewidentnie sfałszowany". Widnieje pod nim nie jego podpis a faksymile podpisu.)