Więcej za Hopa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd Apelacyjny w Katowicach zdecydował, że były prokurator apelacyjny z Katowic Jerzy Hop, aby pozostać na wolności, powinien wpłacić 150 tys. zł łącznej kwoty poręczenia majątkowego.
W połowie listopada katowicki sąd okręgowy - przed którym Hop odpowiada za wyłudzenie 1,7 mln zł - zwolnił oskarżonego z aresztu po wpłaceniu w jego imieniu 50 tys. zł kaucji. Pozostaje on pod  dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju.

Decyzję tę zaskarżyła prowadząca śledztwo przeciwko Hopowi krakowska prokuratura. Chciała ona, by oskarżony był nadal aresztowany, m.in. z uwagi na grożącą mu surową karę.

"Po rozpatrzeniu zażalenia prokuratury sąd apelacyjny zmienił postanowienie sądu okręgowego, ustalając łączną sumę poręczenia majątkowego na 150 tys. zł. W pozostałej części postanowienie sądu okręgowego zostało utrzymane w mocy" - powiedział PAP rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach Waldemar Szmidt.

Sędzia zaznaczył, że dalszy bieg tej sprawy przed sądem apelacyjnym będzie zależał od tego, czy na konto sądu okręgowego wpłynie 100 tys. zł. Na wpłatę tej kwoty Hop ma czas do 16 grudnia. Jeżeli tak się nie stanie, wróci do aresztu, w którym spędził trzy lata.

Hop to najwyższy rangą urzędnik polskiego wymiaru sprawiedliwości, który został aresztowany. Wyszedł na wolność 18 listopada. Raz w tygodniu, w ramach dozoru policyjnego, powinien zgłaszać się na policję w Rybniku, gdzie mieszka. 50 tys. zł kaucji wpłacił mieszkaniec Rybnika, przedstawiający się jako przyjaciel Hopa.

Zwalniając go za kaucją, sąd okręgowy uznał, że na obecnym etapie sprawy nie ma potrzeby stosowania najsurowszego środka zapobiegawczego.

Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Otrzymywał na to pieniądze, ale - według prokuratury -  w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do  kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hopowi grozi do 10 lat więzienia.

O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.

Hop nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Przed sądem wyjaśniał, że został "wmanewrowany" przez dawnego przyjaciela, a  obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą. O tym, że coś jest nie w porządku, miał dowiedzieć się już po artykule w "Newsweeku".

To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po  zakończeniu współpracy z Krzysztofem G. Hop sam fałszował faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G. przyznał się do udziału w wyłudzeniach i chce się dobrowolnie poddać karze. Odpowiada w procesie z wolnej stopy.

ks, pap