Teraz Lech Kaczyński neguje dorobek 17 lat suwerennej polskiej polityki zagranicznej. Wykręty o chorobie brzmią mało przekonująco. Gdy negocjacje dotyczące naszego wejścia do UE wchodziły w decydującą fazę, Leszek Miller kończył je na wózku inwalidzkim, byle tylko nie zmarnować historycznej szansy. Tylko że jemu bardzo zależało, bo w ten sposób doprowadzał do końca starania kolejnych polskich rządów. Kaczyńskiemu wyraźnie nie zależy - już zresztą w lutym wspominał, że przyszłość trójkąta musi być "jasno zdefiniowana" i należy zbadać sens jego istnienia.
Polska nie musi się lubić z Francją i Niemcami. Różnica zdań wokół rurociągu północnego pokazuje, że nasze interesy często są sprzeczne, ale musimy o tym rozmawiać. W końcu Paryż i Berlin to nasi kluczowi partnerzy w Europie. Dzięki bliskiemu sojuszowi z USA Warszawa ma komfortową sytuację i może z nimi rozmawiać jak partner. Nasza pozycja jest silniejsza niż wskazuje na to nasza pozycja polityczna i gospodarcza. Formuła Trójkąta Weimarskiego była optymalna, a dla nas nobilitująca. Rozbicie go, tylko dlatego, że jego rola została odbudowana dzięki staraniom Aleksandra Kwaśniewskiego, to strzelanie gola do własnej bramki. Tym bardziej, że obecna ekipa rządząca zbyt wielu propozycji na zapełnienie luki po nim nie ma.