Łyżwiński: to była próba zamachu stanu

Łyżwiński: to była próba zamachu stanu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poseł Samoobrony Stanisław Łyżwiński jest przekonany, że tzw. seksafera była próbą zamachu stanu. Jego zdaniem, mogli uczestniczyć w niej politycy.
"Jestem przekonany, że był zamach stanu. Niektóre media zostały w to wplątane" - powiedział we wtorek Łyżwiński dziennikarzom w Sejmie. Jak dodał, dla dobra prowadzonego w tej sprawie śledztwa, nie chce "za dużo ujawniać". W związku z tym nie powiedział, kto - jego zdaniem - brał udział w tej próbie "zamachu stanu". Pytany, czy byli to politycy, odpowiedział: "też".

Natomiast szef komitetu stałego Rady Ministrów Przemysław Gosiewski powiedział dziennikarzom, że ma "troszeczkę inną ocenę słowa 'zamach stanu', bo jest prawnikiem, a pan Łyżwiński jest rolnikiem, który do sprawy podchodzi bardziej potoczne". "Jestem zwolennikiem precyzyjnego posługiwania się tym pojęciem" - zaznaczył. Ocenił, że sprawa "seksafery" jest "żałosna". Jak dodał, musi być ona zbadana, a winni ukarani.

Zdaniem Gosiewskiego, los Łyżwińskiego zależy od wyników śledztwa. "Na podstawie tych wyników dopiero będziemy formować ostateczne wnioski" - powiedział Gosiewski. Jak dodał, on sam ma "bardzo krytyczny stosunek do całej sprawy". "Uważamy, że pan Łyżwiński powinien być wydalony z klubu Samoobrony, nie tylko zawieszone powinno być jego członkostwo, ale nie powinien być członkiem partii koalicyjnej" - zaznaczył.

W poniedziałek Samoobrona złożyła do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wniosek o zbadanie, czy oskarżenia wobec polityków tej partii o molestowanie seksualne miały na celu przeprowadzenie zamachu stanu. Według rzeczniczki ABW Magdaleny Stańczyk, obecnie, we współdziałaniu z prokuraturą, wniosek ten jest analizowany.

Złożenie tego wniosku zapowiedział w niedzielę lider Samoobrony Andrzej Lepper. Ocenił wówczas, że afera wokół posłów jego partii miała na celu dokonanie zamachu stanu i obalenie koalicji rządowej, za czym - według Leppera - mieli stać biznesmeni i politycy.

Dziennikarze pytali Łyżwińskiego, jak się obecnie czuje w Sejmie. "Mogę powiedzieć, że tak jakby 220 wolt przez jakiś czas działało. (...) Będąc politykiem wkalkulowałem sobie to, że wszystko może się zdarzyć" - odpowiedział. Dodał, że nie jest złośliwy, ale tym, którzy wywołali "seksaferę" życzy, "by Bóg ich pokarał".

Sprawę tzw. seksafery ujawniła w ubiegły poniedziałek "Gazeta Wyborcza", opierając się na relacji Anety Krawczyk. Ta była radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i była dyrektorka biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego twierdziła, że pracę w partii miała dostać w zamian za usługi seksualne świadczone posłowi Stanisławowi Łyżwińskiemu i szefowi partii Andrzejowi Lepperowi.

W późniejszych dniach Krawczyk mówiła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Stanisław Łyżwiński. Poseł zaprzeczał temu. Na wniosek prokuratury okręgowej w Łodzi, która bada sprawę tzw. seksafery, przeszedł badania DNA. Wyniki tych badań wykluczyły, by był ojcem dziecka Anety Krawczyk. W związku z "seksaferą" poseł zawiesił działalność w Samoobronie.

ab, pap