Apokalipsa Afryki

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Ostatni król Szkocji” to przyzwoity film, który miał szansę być dziełem wybitnym. Reżyserowi zabrakło jednak rozmachu, aby opowiedzieć całą prawdę o Afryce Idiego Amina.
„Amina poznałem w 1962 roku w Kampali. Ogromne chłopisko. Jowialny, ciepły wesołek, taki brat łata, skory do żartów. Był psychicznie niedojrzały - takie okrutne, wielkie dziecko, niezrównoważone, porywcze. Miał gonitwę myśli, mówił chaotycznie, nie kończył zdań. Ale w tej swojej dzikości i szaleństwie działał bardzo logicznie i konsekwentnie" - w ten sposób Ryszard Kapuściński opisywał Idiego Amina, który tyranizował Ugandę w latach 70. Kevin MacDonald w „Ostatnim królu Szkocji” portretuje tego dyktatora tak, jakby konsultował się z niedawno zmarłym reporterem. Jego film jest rzetelnym i wiarygodnym studium obłędu, jakim stały się dziewięcioletnie rządy Amina w Ugandzie. Tyran pokazany oczami zapatrzonego w niego młodego Szkota to mały człowiek, który nieoczekiwanie musi radzić sobie ze sprawami wielkimi. Łatwo przewidzieć, że one go przerosną, stres z tym związany zaprowadzi Amina na krawędź szaleństwa i zmusi go do coraz ostrzejszego nakręcania spirali morderstw i przemocy. Dyktator obawia się każdego, więc każdy może stać się ofiarą jego siepaczy – jego sposób działania świetnie zresztą oddał Moses Isegawa w książce "Kroniki abisyńskie”.

Isegawa to Ugandyjczyk, swoją powieść pisał z pozycji świadka historii i jego opisy terroru czasów Amina porażają autentycznością. Podobną pozycję przyjmuje urodzony w  Szkocji  MacDonald. I tutaj popełnia błąd - w końcu od Brytyjczyka można oczekiwać także umiejętności analizowania. Tymczasem „Ostatni król Szkocji" to po prostu sylwetka Amina (świetnie zagranego przez Foresta Whitakera). Reżyser nie próbował nawet zasugerować odpowiedzi na pytanie, które w czasie oglądania tego filmu nasuwa się automatycznie: jak to możliwe, że taki człowiek jak Amin w ogóle mógł dojść do władzy. Aby na nie odpowiedzieć, trzeba wspomnieć o cynizmie ówczesnego świata, pokazać, że Uganda i cała Afryka były tylko marionetką w rękach wielkich tamtych czasów: ZSRR i obozu zachodniego. To właśnie dlatego takie miernoty jak Amin mogły rządzić – takimi ludźmi łatwiej było sterować, manipulować. Tego wątku MacDonald właściwie nie porusza. A szkoda – mogłaby powstać fascynująca opowieść, a z „Ostaniego króla Szkocji” uczynić dzieło na miarę „Czasu Apokalipsy”. Niestety, na taki film musimy ciągle czekać.

„Ostatni król Szkocji" („The Last King of Scotland”), reż. Kevin MacDonald, USA/Wielka Brytania, 2006