Maciej Drzażdżewski: Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, pytałem cię o marzenia i bez wahania stwierdziłeś, że chciałbyś nagrać debiutancką płytę. Spotykamy się rok później i jest ten wymarzony album zatytułowany „Czekam na świt”. Jakie to uczucie?
Wiktor Waligóra: Serio? Nie pamiętałem, że ci to mówiłem. Super! Chyba dla każdego początkującego muzyka płyta jest marzeniem. Cieszę się, że w końcu udało się ją wydać, bo robiłem ją ponad dwa lata. Jestem z niej mega dumny, bo udało się zrobić kilka naprawdę fajnych rzeczy. Bardzo też mnie cieszy, że są ludzie, którzy na nią czekali i chcą jej słuchać. W tej chwili w moim życiu naprawdę sporo się dzieje.
Dostajesz zaproszenia do telewizji i radia, udzielasz wywiadów i stajesz się coraz bardziej rozpoznawalny. Jednocześnie jesteś bardzo wrażliwą osobą. Czy to zainteresowanie cię cieszy, czy jest to jednak coś, z czym musisz sobie po prostu poradzić?
Obecność w mediach nigdy nie była moim głównym celem. To, oczywiście, bardzo miłe, że tyle osób chce ze mną porozmawiać o tej płycie… Zwłaszcza, kiedy są przygotowani i słychać, że zagłębili się w ten materiał. Jeśli pomoże mi to dotrzeć do nowych słuchaczy, to mogę się tym jedynie cieszyć. Przede wszystkim zależy mi jednak, żeby to piosenki się podobały, a nie wywiady. Ja w tych wywiadach jestem jeszcze cienki i strasznie się spinam, zwłaszcza wtedy, kiedy pojawia się kamera.
Doceniają cię nie tylko media. Jeszcze zanim wydałeś debiutancką płytę, w samych superlatywach mówili o tobie artyści doskonale znani polskiej publiczności. Nie inaczej jest dzisiaj, bo wśród twoich fanów wymienić można: Artura Rojka, Natalię Przybysz czy Miuosha. Czy takie wsparcie to wyłącznie wiatr w żagle, czy jednak trochę obciążenie?
To na pewno bardzo fajne, słyszeć jak ktoś, kogo podziwiało się przez całe życie, wypowiada się o tobie w tak ciepły sposób. Zarówno z Natalią, jak i z Miłoszem mam też bardzo dobre koleżeńskie relacje. Potrafimy ze sobą rozmawiać na wiele tematów, co bardzo mnie cieszy.
Niemniej, odczuwam presję, że skoro takie osoby, które osiągnęły tak wiele, doceniają mnie i pokładają we mnie jakieś nadzieję, to nie mogę tego zepsuć, bo zawiodę kogoś, kogo bardzo cenię. Myślę, że mogłoby to być przykre zarówno dla mnie, jak i dla nich. Ta presja jest więc duża, ale staram się tak o tym nie myśleć, robiąc muzykę.
Staram się przede wszystkim zadowolić swojego wewnętrznego krytyka, który jest niezwykle restrykcyjny. Jeśli udaje mi się go zaspokoić, to boję się mniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.