Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Co sprawia, że raperka decyduje się na udział w telewizyjnym show?
Ryfa Ri: Idę tam jako tancerka. Chciałabym pokazać, że taniec nie musi być tylko „mocny” i „skaczący do oczu”. Że nie trzeba robić salta, by zostać zauważonym. Że taniec może pokazywać wysublimowane emocje i przede wszystkim, że jest sztuką. Nie tylko sportem. I mówię to nawiązując do Igrzysk Olimpijskich (breaking zadebiutował na IO w Paryżu, ale za cztery lata już go na igrzyskach nie zobaczymy – red.).
Przede wszystkim zależy mi jednak na pokazaniu prawdziwego wizerunku tańca Hip-Hop. Bo to, co się działo do tej pory w mediach, to, co się dzieje w komercyjnych szkołach tańca, to jest taka bardziej „hip-hopowa zumba”.
Jest aż tak źle?
Europa i trochę Azja, wymyśliły tańce, których „nie ma”, czyli tańce turniejowe. Nie mówimy o tańcach kulturowych, a turniejowych, sportowych, o tańczeniu żeby zdobyć medal.
Doceniam to, że ludzie chodzą na „taniec towarzyski”, ale dla mnie to pojęcie nie istnieje. Jest samba, rumba, walc…
Tańczenie tańca towarzyskiego czy nowoczesnego pachnie mi pieniędzmi jakiejś federacji tanecznej.
Hip-Hop opowiada inną historię.
Dlatego chciałabym pokazać Hip-Hop dance jako globalny fenomen. Zdaję sobie sprawę z tego, że w kraju homogenicznym, jakim jest Polska, ten hip-hopowy rytm, czy groove może nie być tak oczywisty, w końcu nie kołysaliśmy się na kolanach naszej portorykańskiej matki bądź afrykańskiej babki, ale marzy mi się, byśmy pamiętali o tym, że tańce są elementem kultur. I żebyśmy to szanowali.
Czyli nie chodzi o hajs?
Nie ukrywajmy, w Polsce zawód „tancerz” nie funkcjonuje aż tak dobrze, jak w innych zachodnich krajach, jak na przykład Francja czy Belgia. Przyjmując propozycję bycia jurorką, myślałam o odkładaniu na emeryturę.
Co na to środowisko hip-hopowe? Wyrosłaś z podziemia, a idziesz do komercyjnej stacji.
Ludzie się cieszą, bo jestem prostolinijną dziewczyną.
Fani?
Tak. Środowisko też po mnie nie jedzie, że się sprzedałam i poszłam do „You Can Dance”. Może ze dwie osoby napisały, czy serio zamierzam to robić. Ale to pewnie ludzie, którzy pamiętają moje ortodoksyjne czasy.
Czyli jakie?
Uległam kiedyś polskiej narracji w stylu „polski rap vs. festiwal w Opolu”, albo „taniec hip-hopowy, prawdziwy, uliczny vs. komercja”. W ogóle byłam osobą, która bardzo dbała o to, żeby rzeczy były nazywane po imieniu, żeby zajęcia z Hip-Hopu nie były nazywane zajęciami z Hip-Hopu, skoro „instruktor” go tak naprawdę nie uczył. Byłam nastolatką wierzącą w jakiś dogmat. Dziś dalej jestem wierna ideałom, ale mam więcej wiedzy i pewności siebie, by móc to robić na spokojnie.
Jednak ludzie, którzy pamiętają mnie z tamtych lat, mogli być zdziwieni, gdy zobaczyli mnie z przedłużonymi włosami na sesji wizerunkowej do produkcji TVN. Że współtworzę show, które będzie pokazywane w prime timie.
Choć, co podkreślam, żaden hejt ze strony moich ludzi mnie nie spotkał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.