Przeżyć kolejny dzień

Przeżyć kolejny dzień

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bo życie/Znaczy:/Kupować mięso Ćwiartować mięso/Zabijać mięso Uwielbiać mięso/Zapładniać mięso Przeklinać mięso/Nauczać mięso i grzebać mięso/I robić z mięsa I myśleć z mięsem/I w imię mięsa Na przekór mięsu/Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa/Szczególnie szczególnie w obronie mięsa. Gdyby nie był to fragment wiersza „Płonąca żyrafa” Stanisława Grochowiaka, mogłaby być to syntetyczna recenzja filmu „Essential Killing” Jerzego Skolimowskiego.
„Essential killing" to film straszny, ale przez to – piękny. Zupełnie jak wspomniany wyżej wiersz Grochowiaka. I niech nikogo nie zmyli fakt, że historia, która stanowi kanwę filmu mogłaby być punktem wyjścia do nakręcenia hollywoodzkiej superprodukcji sensacyjnej. Oto pojmany w Afganistanie mężczyzna, który podpadł Amerykanom tym, że wystrzelił w ich kierunku rakietę ziemia-ziemia trafia w ręce śledczych z US Army. Ci po wstępnych przesłuchaniach z użyciem niekonwencjonalnych metod wysyłają go w miejsce odosobnienia, w którym będzie mógł zrozumieć swoje błędy. Przystankiem na tej drodze jest egzotyczny dla naszego bohatera kraj, gdzie jest dużo śniegu, lasów i wolnej przestrzeni. Zbieg okoliczności sprawia, że więzień jest w stanie uciec swoim oprawcom. Czyż nie brzmi to jak wstęp do współczesnej wersji „Ściganego"?

[[mm_1]]

Ale sensacyjno-hollywoodzki trop jest błędny. Tak jak błędne jest szukanie podtekstów związanych z możliwą obecnością w Polsce (kraju śniegu i lasów) więźniów transportowanych przez USA do Guantanamo. Owszem nasz bohater trafia do kraju, w którym ludzie mówią po polsku, a lasy, które zapewniają mu schronienie, mogą znajdować się w sąsiedztwie położonych na Mazurach Kiejkut, gdzie – wedle doniesień medialnych – mieli być przetrzymywani domniemani terroryści. Ale tak naprawdę nie ma to dla samego filmu żadnego znaczenia. Równie dobrze bohater filmu mógłby pochodzić z Namibii i uciekać przed oprawcami przez stepy Mongolii. To że reżyser zdecydował się na nieco mniej abstrakcyjną oś swojej opowieści miało – co najwyżej – przyciągnąć do niej większą liczbę widzów, spragnionych filmowej publicystyki związanej z głośnym i wałkowanym w mediach tematem.


Publicystyki jednak w filmie Skolimowskiego nie ma. Nie ma w nim też polityki, refleksji nad amerykańskim imperializmem, albo marionetkową rolą Polski, której terytorium staje się przystankiem na drodze do realizowania interesów imperium. Zamiast tego wszystkiego w „Essential killing" widz zostaje skonfrontowany z egzystencjalną i naturalistyczną refleksją na temat natury i kondycji człowieka. Skolimowski brutalnie demonstruje nam prawdę o nas samych – kiedy zostaniemy wyrwani ze społecznego kontekstu, pozbawieni punktu odniesienia w postaci cywilizacji (Polska dla rodowitego Afgańczyka to przecież obca planeta), języka (pasztu nijak nie przypomina polskiego), czy elementarnego poczucia bezpieczeństwa związanego z funkcjonowaniem w ramach społeczeństwa (nasz bohater jest zbiegiem – a więc człowiekiem wyjętym spod prawa) – okazuje się, że zbyt wiele nam nie pozostaje z naszego człowieczeństwa. Skolimowski – umieszczając swojego bohatera w sytuacji ekstremalnej – mówi nam o tym jacy jesteśmy, a nie jacy chcielibyśmy być. I obdziera nas z humanistycznych złudzeń o wyjątkowości gatunku homo sapiens.

Bohater „Essential killing" ma w ojczyźnie rodzinę (o czym świadczą obrazy z jego wspomnień), wypełnia określoną rolę społeczną, zapewne (jak możemy się domyślać) chodzi do pracy, płaci rachunki, ma swoje poglądy i przekonania. Ale brutalnie wyrwany ze swojej rzeczywistości i porzucony na bezludziu, gdzieś na krańcu świata nagle zostaje zredukowany do poziomu dzikiego zwierzęcia, któremu las daje schronienie przed oprawcami i dla którego jedynym celem istnienia jest przetrwanie. I nagle okazuje się, że sednem naszej egzystencji jest właśnie trwanie – nawet jeśli walka o życie miałaby wydłużyć je zaledwie o jeden dzień. Ucieczka więźnia z konwoju jest od początku skazana na klęskę. Wiadomo, że z oddalonego o tysiące kilometrów od swojej ojczyzny kraju nasz bohater nie dostanie się do Afganistanu. Wiadomo, że prędzej czy później musi zostać schwytany albo zabity – bo po prostu nie ma dokąd uciekać. A jednak walczy – z determinacją osaczonego drapieżnika – o każdą minutę. Zabija ludzi bez mrugnięcia okiem, żywi się tym co znajdzie się w jego zasięgu (choćby… mrówkami). Śmiertelnie ranny maszeruje przed siebie – chociaż nie wie dokąd idzie i wie, że musi przegrać. Bo w ostatecznym rozrachunku liczy się, żeby wyszarpać śmierci kolejną godzinę. Bohater „Essential killing" nie różni się niczym od zaszczutego przez obławę zwierzęcia, które ostatnim wysiłkiem podejmuje próbę zmylenia pościgu. Wpada nawet – niczym zwierzę – we wnyki, i niczym ranny wilk się z nich wyszarpuje, by móc dalej uciekać.

Skolimowski opowiadając swoją historię każe nam spojrzeć na siebie takimi, jakimi stworzyła nas natura. Mówiąc Grochowiakiem – każe nam dostrzec w sobie pierwotne mięso. Ciało i krew – bez liczącej kilka tysięcy lat historii uczłowieczania tegoż mięsa. Bo nawet w XXI wieku tak naprawdę wszystkim nam chodzi tylko o to, o co chodziło naszym przodkom, którzy dopiero uczyli się oswajać ogień. Chcemy za wszelką cenę przeżyć kolejny dzień. Smutne? Płytkie? Może. Ale z drugiej strony – i o tym też opowiada „Essential killing" – o ten kolejny dzień jesteśmy w stanie pięknie i heroicznie walczyć. Nawet pomimo tego, że w ostatecznym rachunku jesteśmy skazani na klęskę – bo przyjdzie taki dzień, którego przeżyć nam się nie uda.