Polański wraca!

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Pianista" to dla Romana Polańskiego wiza do Hollywood. Czeka na sukces na miarę sukcesów Stevena Spielberga już ponad czterdzieści lat.
Steven Spielberg, choć zarobił setki milionów dolarów na "Szczękach", baśniowym "E.T." czy przygodach Indiany Jonesa, Oscarów i uznania krytyki doczekał się dopiero po kilkunastu latach, po nakręceniu "Listy Schindlera". Roman Polański czeka na podobny sukces ponad czterdzieści lat. Pokazywany właśnie w Cannes "Pianista" spełnia wszystkie wymagania filmu-łowcy nagród: opowiada dramatyczną, opartą na faktach historię, ma wyrazistych bohaterów, reżyser jest wymieniany w pierwszej dziesiątce najwybitniejszych twórców kina drugiej połowy XX wieku, scenariusz napisał jeden z najlepszych współczesnych dramaturgów - Ronald Harwood, scenografię zbudował Allan Starski, zdobywca Oscara za "Listę Schindlera", a muzykę skomponował ceniony w Ameryce (między innymi za "Draculę" Coppoli) Wojciech Kilar. Sukces "Pianisty" ponownie otworzyłby Polańskiemu drzwi do Hollywood, zamknięte dla niego przez ponad dwadzieścia lat.
"Dech mi zapiera, kiedy go oglądam. Liczę dni do premiery" - napisał internauta po obejrzeniu zwiastuna "Pianisty". "Aż ciarki przechodzą mi po plecach" - wyznaje inny. "To najważniejszy film w moim życiu" - deklaruje Polański. Czy tak będzie? To samo mówili Jerzy Kawalerowicz przy okazji "Quo vadis" czy Jerzy Antczak, kręcąc "Pragnienie miłości". Ostatni naprawdę dobrze przyjęty film - "Frantic" z Harrisonem Fordem i żoną reżysera w rolach głównych - Polański nakręcił w 1988 r. Pierwszym poważnym testem dla "Pianisty" jest trwający właśnie festiwal filmowy w Cannes. Film zakwalifikował się do głównego konkursu, co już jest osiągnięciem. Jeśli odniesie sukces, trafi do szerokiej dystrybucji za oceanem. A to oznacza powrót Polańskiego do Ameryki.
"Pianista" został wydany najpierw w Niemczech (w 1998 r.). Już w następnym roku, przetłumaczony na osiem języków, szczycił się tytułem książki roku przyznawanym przez "Los Angeles Times". Największą siłą książki jest lapidarność stylu; wstrząsające sceny z warszawskiego getta Szpilman opisuje w sposób beznamiętny (zamiast przymiotników i epatowania martyrologią - konkrety). W powieści pojawiają się fragmenty, które robią wrażenie wręcz wymyślonych na potrzeby kina. Wiemy jednak, że nawet te najbardziej nieprawdopodobne - zdarzyły się naprawdę. Szpilman widział i opisał scenę, w której Janusz Korczak prowadzi swoich małych podopiecznych na Umschlagplatz. Zapamiętał, że ten smutny pochód otwierał chłopczyk grający na skrzypcach. Nieprawdopodobnie brzmi też (jakże filmowa!) opowieść o tym, jak skatowani Żydzi na polecenie esesmana: "Śpiewać!", intonują... polską pieśń żołnierską "Hej, strzelcy wraz". W innej scenie rodzina Szpilmana za bajońską sumę kupuje... jednego irysa, by celebrować ostatni, wspólny "posiłek". Scena (już do obejrzenia w zwiastunie!), w której Hosenfeld słucha nokturnu cis-moll granego przez ukrywającego się w ruinach Szpilmana, ma szansę przejść do historii kina.
Międzynarodowy sukces Polański odniósł już w latach 60. i 70. Film "Chinatown" miał aż jedenaście nominacji do Oscara, "Rosemary's Baby" niewiele mniej. Reżyser otrzymał ponadto Złotego Niedźwiedzia w Berlinie i Srebrne Lwy w Wenecji. Dotychczas filmy Polańskiego były zgrabnymi projekcjami literackiej fikcji. Kręcąc "Pianistę", po raz pierwszy reżyser opowiada true story (gatunek bardzo ceniony w Ameryce). "Wierzę w ten film jak w żaden inny" - zapewnia Polański. Część krytyków wróży mu za "Pianistę" Oscara i triumfalny powrót do Hollywood.
Justyna Kobus
Pełny tekst "Polański wraca" w najnowszym, 1017 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 20 maja.