Raport policji potwierdził pierwsze doniesienia: Robin Williams popełnił samobójstwo. Osobista asystentka znalazła aktora w jego domu w San Francisco. Nieprzytomnego, z paskiem owiniętym wokół szyi. Obok leżał nóż, którym aktor ciął się po nadgarstkach. „Dzisiaj straciłam męża i najlepszego przyjaciela, a świat stracił jednego z najbardziej kochanych artystów” – poinformowała o śmierci Williamsa wdowa Susan Schneider. Internet zalała fala wpisów, zdjęć, klipów z jego udziałem. Klasyczne sceny z jego filmów, fragmenty jego występów scenicznych, talk-show. Wywiady, w których w ciągu jednej wypowiedzi wcielał się w kilka różnych postaci, imitował akcenty, zmieniał głos, nagle zaczynał tańczyć. Ale potrafił też być w rozmowach z dziennikarzami spokojny i wyciszony. I zarówno w śmiechu, jak i w płaczu był do bólu szczery.
Fabuła od tyłu
Urodził się w 1951 r. w Chicago. Jego matka była modelką, ojciec – menedżerem koncernu motoryzacyjnego. Wkrótce przenieśli się do Detroit. Już w liceum Robin został uznany za najdowcipniejszego, ale również najgorzej rokującego chłopaka w szkole. Sceniczny talent uświadomiły mu warsztaty z teatru improwizowanego. Poszedł do prestiżowej uczelni Juliarda i zajął się stand-upem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.