Jeden okręt wiosny nie czyni

Jeden okręt wiosny nie czyni

HMS Echo
HMS Echo Źródło: Wikipedia / heb@Wikimedia Commons
HMS Echo z kurtuazyjną wizytą morską na Ukrainie to krzepiąca wiadomość dla władz w Kijowie. TYlko czy naprawdę Zachód robi dość, by zabezpieczyć naszego wschodniego sąsiada przed eskalacją agresywnych działań Rosji?

To brzmi naprawdę dumnie. Okręt Jej Królewskiej Mości o nazwie Echo zawinął do portu w Odessie. Trudno o lepszy dowód wsparcia udzielanego Ukraińcom w obliczu agresywnych działań Moskwy. Warto jednak pogrzebać w szczegółach, żeby przekonać się, że to nie jest żadna wielka pomoc, tylko absolutne minimum przyzwoitości. I nie ma w tym żadnej brytyjskiej winy.

Zjednoczonego Królestwo to jeden z nielicznych krajów europejskich nie wahających się stawiać tamy rosyjskim ambicjom, także tym na Ukrainie. Przybycie HMS Echo do Odessy było ustalone jeszcze przed nieszczęsnym incydentem w Cieśninie Kerczeńskiej, po którym Rosja praktycznie odcięła ukraińskiej flocie dostęp do jej portów na Morzu Azowskim. HMS Echo miał odbyć manewry z Ukraińcami na początku 2019 roku. Staranowanie jednostek ukraińskich koło Kerczu i zagarnięcie ich przez Rosjan to przybycie przyspieszyło, ale trudno uważać je za jakąś bezczelną demonstrację siły. Echo to okręt badawczy, bardzo przydatny do namierzania łodzi podwodnych i min, ale nie jest to typowa jednostka bojowa, zdolna zmienić układ sił na Morzu Czarnym.

Niezależnie od tego, jak bardzo Rosjanie będą protestować przeciwko kolejnym przejawom rzekomej zachodniej agresji fakty są takie, że to rosyjska Flota Czarnomorska jest dominującą siłą u wybrzeży Ukrainy. Traktaty międzynarodowe ograniczają obecność jednostek państw, nie mających dostępu do Morza Czarnego do 21 dni, co oznacza, że cała, wątpliwa zresztą potęga brytyjskiego HMS Echo będzie musiała zniknąć po drugiej stronie Bosforu do połowy stycznia. Ta wizyta, choć niewątpliwie piękna jako sojuszniczy gest Brytyjczyków brzmi trochę jak łabędzi śpiew ukraińskiej obecności na Morzu Czarnym, gdzie pod kontrolą władz w Kijowie pozostał już tylko jeden otwarty dla żeglugi port: w Odessie. Jeśli dodamy do tego doniesienia o zagarnianiu złóż gazu na szelfie czarnomorskim wokół Ukrainy i obstawianiu ukraińskich wybrzeży platformami wiertniczymi, ograniczającymi swobodę żeglugi, to mamy naprawdę nieciekawy obraz sytuacji. Nieciekawe jest także to, że Zachód w tej sprawie jak zwykle nic nie robi. Poza wysłaniem HMS Echo do Odessy.

Czytaj też:
Donald Tusk dokończył swój występ z „Szansy na sukces”. Poprawił się przez te 22 lata?

Źródło: Wprost