Choć tenis w Polsce długo pozostawał w cieniu innych dyscyplin, takich jak piłka nożna, lekkoatletyka czy siatkówka, to jednak ma swoją bogatą historię. W czasach przedwojennych błyszczała Jadwiga Jędrzejowska – finalistka Wimbledonu z 1937 roku. W nowoczesnej erze nazwiska takie jak Władysław Skonecki, Andrzej Licis, Wojciech Fibak, Łukasz Kubot, Jerzy Janowicz, Hubert Hurkacz, Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski czy Agnieszka Radwańska (finalistka Wimbledonu z 2012) przez lata utrzymywały się w czołówkach światowych rankingów, dając Polakom powody do dumy.
Dziś tenis uprawia w Polsce około 250 tysięcy osób (w czasach PRL grało ok. 6 tys. osób), a liczba ta systematycznie rośnie – także dzięki inspiracji, jaką stanowi postać Igi Świątek, czołowej rakiety świata.
Na świecie w tenisa gra ponad 80 milionów ludzi, a mecze wielkoszlemowe ogląda nawet miliard widzów rocznie. To czyni z tego sportu jedną z najbardziej globalnych i konkurencyjnych dyscyplin.
Tym bardziej więc zaskakują ostatnie niepokojące sygnały, płynące z obozu naszej najlepszej w historii polskiego tenisa zawodniczki.
Jeszcze niedawno wydawało się, że Iga Świątek to maszyna nie do zatrzymania – młoda, błyskotliwa, bezkompromisowa, zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych i liderka światowego rankingu. Stąd też zdziwienie serią porażek, w tym bolesne przegrane z zawodniczkami spoza ścisłej czołowej setki.
Przegrana z 17-letnią Rosjanką, a potem klęska z 19-letnią Filipinką, notowaną na 140. miejscu rankingu WTA, nie były zwykłymi potknięciami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.