Zawodowy uchodźca Simon Mol

Zawodowy uchodźca Simon Mol

Dodano:   /  Zmieniono: 
Laureat tytułu Antyfaszysty Roku, poeta, dziennikarz. To do niedawna wizerunek Simona Mola, podejrzanego o zainfekowanie partnerek wirusem HIV. Uwodził nie tylko kobiety, ale także instytucje. I dobrze z tego żył - wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej".
Według dziennika, najsłynniejszy afrykański uchodźca w Polsce do perfekcji doprowadził lawirowanie między organizacjami pozarządowymi, samorządowymi i rządowymi. Dzięki zapatrzonym w niego dziennikarzom stworzył swoją legendę, stając się szybko zawodowym uchodźcą. Choć często opowiadał, że musiał opuścić ojczyznę, bo walczył z korupcją, w Polsce sam - jak wynika z ustaleń gazety - znalazł się w sytuacji korupcyjnego konfliktu interesów.

Tuż przed aresztowaniem Kameruńczyk dostał mieszkanie od stołecznego samorządu, który co roku przyznaje pięć mieszkań uchodźcom znajdującym się w trudnej sytuacji. Dziennikarze postanowili zapytać członków komisji, która o tym zdecydowała, dlaczego przyznała mieszkanie właśnie jemu. Okazało się, że jednym z członków tej pięcioosobowej komisji był sam Mol.

Przed rokiem Mol założył Międzynarodową Fundację Migrator Theatre i mianował się jej prezesem. Fundacja miała pomagać uchodźcom i emigrantom. Fundacja jest praktycznie jednoosobowa. Mol decyduje o wszystkim, także o finansach. Nie ma żadnego organu, który czuwałby nad wydawaniem funduszy. To niespotykane, bo w fundacjach normą jest istnienie rady, w której zasiadają cieszące się szacunkiem autorytety. I chociaż Simon Mol zna wiele takich osób, żadnej z nich nie zaprosił do współpracy.

"To niemożliwe, nieprawdopodobne. Simon Mol znów mnie wykorzystał. On jest zwykłym oszustem" - powtarzał zaszokowany Marokańczyk, gdy dowiedział się od "Rz", że na jednym z międzynarodowych forów internetowych dziennikarze znaleźli informację, iż fundacja Mola prowadzi akcję zbierania pieniędzy na jego leczenie.

Marokańczyk został latem ubiegłego roku pobity na festiwalu teatralnym w Węgajtach. Sprawa stałą się bardzo głośna i określana była jako przykład rasistowskiej napaści.

"Rzeczpospolita" ustaliła, że fundacja starała się o rządowe i unijne dotacje. Finansowymi wydatkami dotyczącymi działalności Mola zajmuje się - według informacji dziennika - także warszawska policja.