Urzędy z furtkami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilka tysięcy urzędników jest na bezpłatnych urlopach. Dają im pewność, że po karierze w Sejmie czy kilkumiesięcznym dorabianiu za granicą nadal mają ciepłą posadę - czytamy w "Metrze".

Anna Pakuła-Sacharczuk, pracownik Urzędu Miasta w Rzeszowie, została posłanką z ramienia PiS. Na czas trwania kadencji Sejmu wzięła w magistracie bezpłatny urlop. "Niemożliwe było wykonywanie przeze mnie obydwu tych funkcji. Przynajmniej teoretycznie po zakończeniu kadencji nie będę bezrobotna" - mówi.

Bo po zakończeniu takiego urlopu pracodawca musi pracownika z powrotem do pracy przyjąć. W Białymstoku w ten sposób zabezpieczyło się kilku urzędników, którzy wyjechali na zagraniczne saksy. "W administracji nie zarabia się kokosów" - tłumaczy ich Tomasz Sikorski z biura prasowego białostockiego magistratu.

W całym kraju - podaje dziennik - w ponad 800 urzędach miejskich (nie licząc gmin) na urlopach bezpłatnych jest od kilku do kilkudziesięciu pracowników. Najwięcej - 122 osoby - w stołecznym magistracie. Niemal wszyscy z nich pracują w innych urzędach, m.in. w Kancelarii Prezydenta czy spółkach skarbu państwa.

"Niby odeszli, ale tak naprawdę zostawili sobie furtkę, by w razie czego mieć gdzie powrócić" - mówi jeden z kierowników stołecznego ratusza.

O bezpieczny powrót do pracy zadbało też ponad pięćdziesięciu pracowników Najwyższej Izby Kontroli. Zapewnili go sobie m.in. Marek Zająkała, który został wiceministrem obrony, i Paweł Banaś, który został wiceministrem finansów. Kilku kierowników z NIK wzięło urlop bezpłatny bezterminowo, bo próbują kariery w Orlenie.

"To paskudne" - oburza się prof. Michał Kulesza, prawnik Uniwersytetu Warszawskiego. "Mamy tu do czynienia z typowym kolesiostwem" - uważa.

"Dziwimy się, że w Polsce nie ma pracy, a ludzie mają po kilka stołków zarezerwowanych" - mówi dr Richard Mbewe, ekonomista. "Niech zrezygnują, skoro mają inną pracę, a nie kombinują" - uważa rozmówca "Metra".