Ropa na papierze

Ropa na papierze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polskie rezerwy ropy są tylko na papierze. Poufny raport NIK i opinie ekspertów, do których dotarł "Dziennik", są alarmujące.

Mamy ogromne rezerwy ropy naftowej na wypadek kryzysu. Ale tylko na papierze. Gdyby nagle zakręcono nam kurki z rosyjską ropą, bylibyśmy bezradni. Dlaczego? Bo podziemny magazyn na zapasy ropy jest nie do użytku - twierdzi gazeta.

Oficjalnie wszystko jest w najlepszym porządku. Większość naszych zapasów na czarną godzinę leży w starej kopalni soli Solino. Gdyby zabrakło surowca, wystarczy wypompować dwa miliony ton paliwa na powierzchnię. To powinno wystarczyć na ponad półtora miesiąca pracy orlenowskich rafinerii. Jak jest w praktyce?

Styczeń 2007 r. Rosja wstrzymuje dostawy ropy do Polski i Niemiec rurociągiem "Przyjaźń". PKN Orlen prosi Ministerstwo Gospodarki o zgodę na uruchomienie rezerw obowiązkowych. Zapada decyzja: pompować. Aby ropa z podziemnych kawern wpłynęła do rurociągu, trzeba wtłoczyć do nich solankę, która wypełni dolną część zbiornika i wypchnie paliwo na powierzchnię. To układ naczyń połączonych. Problem w tym, że nie wiadomo skąd wziąć tak ogromną ilość solanki.

"Solino to dziura w ziemi, nic więcej" - komentuje przedsiębiorca z branży paliwowej. "Kawerny to tzw. magazyn jednostronny: wlewasz i nic nie wylewasz". Władze Orlenu nie chcą ujawnić, ile surowca wypompowano wówczas z komór. "Czy była panika? Być może od strony organizacyjnej można to było zrobić lepiej" - przyznaje wiceprezes Orlenu Krzysztof Szwedowski. "To nie była sytuacja kryzysowa, tylko uruchomienie ćwiczebne. Chcieliśmy sprawdzić, jak system działa. Zadziałał dobrze, w gruncie rzeczy".

Poufny raport NIK, do którego dotarł "Dziennik", nie pozostawia jednak złudzeń. Gdyby wypompowywać ropę w tym tempie co w styczniu, zajęłoby to prawie trzy lata. W sytuacji kryzysu energetycznego oznaczałoby to katastrofę. Kawerny są bowiem gigantyczne. Mają 1200 - 1400 metrów głębokości i nieregularne kształty, co utrudnia wydobycie paliwa.

Mimo to rządowa Agencja Rezerw Materiałowych, odpowiedzialna za strategiczne zapasy państwa, trzyma tam surowiec. Szef ARM Józef Aleszczyk oficjalnie nie potwierdza, że magazynuje ropę w kopalni. "Pięć lat więzienia. Tyle mi grozi, jeśli powiem, gdzie trzymam rezerwy paliw" - ucina.

Dlaczego ARM przechowuje ropę w podziemnych komorach, choć musi sobie zdawać sprawę z tego, że nie da się jej stamtąd szybko wypompować? "Bo tak jest najtaniej" - przyznają po cichu urzędnicy agencji. "A co ja mogę zrobić?" - denerwuje się prezes Aleszczyk. "Przecież nie zwołam konferencji prasowej. Mogę najwyżej napisać tajne pismo do premiera".

Dlaczego nikt nie bije na alarm? Odpowiedź jest prosta. Wszystko co dotyczy strategicznych rezerw jest objęte tajemnicą państwową. W jawnym raporcie NIK z lipca 2007 r. dotyczącym "zapasów obowiązkowych paliw ciekłych w Polsce w latach 2003 - 2006" o kopalni Solino i podziemnych magazynach nie ma ani słowa. Tymczasem w poufnym dokumencie przygotowanym właśnie przez bydgoską delegaturę NIK znalazły się wstrząsające konkluzje.

Inspektorzy wyliczyli, że w ciągu 80 dni udałoby się z kawern wypompować najwyżej 200 tys. ton ropy, czyli zaledwie 10 procent zgromadzonych rezerw. Oczywiście, przy optymistycznym założeniu, że wszystkie urządzenia działałyby sprawnie. A nie działają. Daje to średnią 2,5 tys. ton ropy dziennie. Tymczasem tylko rafinerie należące do Orlenu potrzebują 38 tys. ton surowca każdego dnia.