Walka o Tigipkę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wyniki wyborów prezydenckich na Ukrainie zależą w dużej mierze od tego, kogo poprą zwolennicy Siergieja Tigipki. Z dwóch potencjalnych „kupców głosów”, Janukowycza i Tymoszenko, pani premier okazała się hojniejsza – pisze tygodnik „Kommentarii”.
Kampania drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie toczy się wokół Siergieja Tigipki, który w pierwszej fazie uplasował się za zaraz za Julią Tymoszenko i Wiktorem Janukowyczem. Trwa walka o jego elektorat. 13 procent lidera „Silnej Ukrainy" to głosy wyborców rozczarowanych. „To dowód zapotrzebowania Ukraińców na trzecią siłę.

Zasługą Tigipki jest tylko to, że znalazł się na właściwym miejscu i we właściwym czasie, z dobrze przemyślaną i sfinansowaną kampanią. Ale równie dobrze mógł to być ktoś inny. Sukces przyszedł mu łatwo i równie łatwo może odejść. Dlatego musi kuć żelazo póki gorące," uważa ukraińska gazeta. Jeśli wyłączyć  Galiczyznę, Donbas i Bukowinę, a więc ostoje Juszczenki, Janukowycza i Jaceniuka, to różnica między najlepszym i najgorszym wynikiem Tigipki wynosi zaledwie 12,5 procenta. To najbardziej równy wynik. U Janukowycza i Tymoszenko różnica ta sięga odpowiednio 70 i 50 procent. W ocenie tygodnika wniosek jest oczywisty – „okazuje się, że całej Ukrainie potrzebny był taki właśnie Tigipko”.

Analiza pierwszego etapu głosowania pokazuje, że za liderem „Silnej Ukrainy" stoi prawie 2/3  „pomarańczowych” zawiedzionych polityką Juszczenki i Tymoszenko. Pozostała 1/3 to byli zwolennicy Partii Regionów. W obliczu drugiej tury wyborów Tymoszenko i Janukowycz mają więc o co zawalczyć. Pierwszy ruch należał do Julii Władimirowny. Propozycja objęcia przez Tigipkę urzędu premiera w nowym rządzie to wyraźny sygnał dla jego wyborców, że Tymoszenko szanuje ich polityczne decyzje. Jednocześnie, według tygodnika, oferta złożona liderowi „Silnej Ukrainy” nie wydaje się dużym ustępstwem ze strony Tymoszenko. Tigipko jako szef rządu byłby całkowicie związany z utworzoną przez nią koalicją i w rezultacie- zależny od niej. Julia Władimirowna może nawet pójść dalej.

Niewykluczone, że w nowym rządzie znajdzie się miejsce dla niektórych towarzyszy partyjnych Tigipki, tym bardziej, że nie jest ich wielu. Potencjalny premier, pytany o ludzi, których chciałby widzieć przy sobie, wymienia zaledwie kilka nazwisk. Są to ludzie albo już związani z Tymoszenko, jak Aleksandra Krużel, albo przychylnie do niej nastawieni, jak Taras Czernowoł.

Tigipko stoi więc przed propozycją nie do odrzucenia. Szansa objęcia urzędu premiera zależy od tego, czy skłoni on swoich zwolenników do oddania głosów na Tymoszenko. W przeciwnym wypadku może utracić nie tylko fotel premiera, ale i swój elektorat, nad którym bez jego zgody pracuje już Julia Tymoszenko. Podobnie zresztą, jak nad elektoratem Arsenija Jaceniuka, który w pierwszej turze zajął czwarte miejsce. „Wygląda na to, że pani premier mobilizuje cały „pomarańczowy" elektorat, stawiając go przed wyborem: „kryminalitet Janukowycza” albo „demokracja Tymoszenko” – twierdzi tygodnik Kommentarii.

Zgoda Tigipki na współpracę z Tymoszenko może rozczarować jego zwolenników wywodzących się z Partii Regionów. Winę za to, według ukraińskiego pisma, ponosi sam Janukowycz, który nie wysunął żadnej kontroferty. Fotel premiera, w przypadku jego wygranej, czeka już na Borysa Kolesnikowa. Janukowycz ze swojej strony ogranicza się więc do zapewnień, że jego program jest bardzo zbliżony do programu Tigipki. Prawdopodobnie Partia Regionów liczy na to, że elektorat Juszczenki zignoruje wybory i Tymoszenko nie osiągnie minimalnego pięcioprocentowego progu. Sprzyja temu puszczona w obieg opinia, że do drugiej tury przeszło dwóch prorosyjskich kandydatów. „Jeśli wyborcy z Zachodniej Ukrainy uwierzą Juszczence, że udział w głosowaniu nie ma sensu, to Janukowycz, nawet bez sojuszu z Tigipką zostanie premierem", uważa tygodnik „Kommentarii”.

KP