Architekturą w raka

Architekturą w raka

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Leczenie nowotworów nie musi oznaczać ponurych oddziałów szpitalnych. Na lepsze warunki reaguje zarówno dusza jak i ciało – mówi Charles Jencks. Jednak czy nie jest to tylko architektoniczne placebo?
Charles Jencks powinien być ostatnią osobą, która sądzi, że architektura może zastąpić chemioterapię. W 1993 roku jego żona zmarła na raka. Nim to się stało założyła ona fundację Maggie’s Center, która pomaga walczącym z nowotworami. Po śmierci żony Jencks, wzięty architekt, przejął obowiązki w fundacji. Oboje twierdzili, że w terapii niezwykle ważne jest miejsce, w którym chory przebywa.

Zaczęło się od jednego centrum pomocy dla chorych. Dziś jest ich sześć, a siódme właśnie powstaje. Budynki zostały zaprojektowane przez elitę współczesnej architektury. Nazwiska takie jak Richard Rogers, Frank Gehry czy Zaha Hadid i Rem Koolhaas mówią same za siebie. Gdy Jencksowie rozpoczynali działalność musieli się zmierzyć z falą krytyki ze strony lekarzy, ale także mediów i architektów. Ci ostatni zastanawiali się czy Maggie’s Center nie puszczają zbyt szeroko wódz fantazji w zakładach opieki zdrowotnej.

Jencks nie twierdzi, że architektura determinuje szanse na uzdrowienie. Nie jest przecież tak, że patrzenie na dobrze zaprojektowaną klatkę schodową wyleczy się nowotwór złośliwy. Chodzi mu bardziej o „architektoniczny efekt placebo". – Ciężko jest to zrozumieć lekarzom, którzy nienawidzą placebo, ale 30 proc. przypadków chorobowych ma podłoże psychiczne. Musisz wierzyć w placebo, bo inaczej ono nie zadziała – tłumaczy Jencks.

Architekt posługuje się ciekawymi przykładami dla poparcia swojej tezy. – W pewnym sensie, w szpitalu ważniejsze są osoby, które zajmują się chorym, a nie on sam. Trzeba o nich dbać, bo tylko wtedy można stworzyć klimat, o który dbamy w Maggie’s Center. Architektura pomaga, bo dba o dobre samopoczucie opiekunów, ale także pacjentów. Nie możemy tego udowodnić, ale mamy nadzieję, że to się uda – wyjaśnia swoją wizję pomysłodawca projektu.

Swoje pomysły Jencks zaprezentował w książce „The Architecture of Hope". Zwraca on uwagę, że współczesne szpitale stosują raczej terapię awersji do architektury. W korytarzach nie ma okien, wszystko jest podświetlone neonowymi żarówkami. Era przemysłowa dyktowała okeślone warunki: sterylne powierzchnie, białe ściany, długie korytarze i sztuczne systemy wentylacyjne. Później przyszły zmiany i zaczęto konstruować atria i pastelowe barwy. Zdaniem Jencksa, szpitale, mimo transformacji, nadal przytłaczają.

Inicjatywa Maggie’s Center spotkała się z pochwałą w postaci prestiżowej nagrody architektonicznej Stirlinga za projekt Rogersa. Pojawiły się jednak wątpliwości czy rzeczywiście aż takie sławy architektonicznego świata są potrzebne żeby projektować szpitale. Jencks broni się mówiąc, że bez wielkich nazwisk projekt nie zostałby zauważony i nie można byłoby liczyć na sponsorów. – Nie potrafię zrozumieć dlaczego inne instytucje nie poszły tym samym tropem – zastanawia się architekt.

PP