W grudniu ubiegłego roku Abu Zabi wybrało tańsze południowokoreańskie modele reaktorów zamiast francuskich EPR. Chiny zgodziły się kupić dwa EPR, ale jednocześnie zamówiły cztery porównywalne reaktory AP1000 produkowane przez należące do japońskiej Toshiby amerykańskie Westinghouse Electric. Indie prowadzą negocjacje w sprawie zakupu dwóch francuskich EPR-ów, jednak wielu potencjalnych klientów z krajów o niewysokich dochodach uznaje, że "niewielkie dodatkowe zabezpieczenia nie są warte poważnych dodatkowych kosztów" - pisze tygodnik i dodaje, że w końcu "rzadko się zdarza, aby na elektrownię atomową spadł samolot".
W czerwcu, w sporządzonym na życzenie francuskiego rządu raporcie stwierdzono, iż należąca w znacznej mierze do skarbu państwa Areva potrzebuje około 2 mld euro dodatkowego kapitału, by "pozostać w grze". Jako inwestorzy zgłosiły się fundusze z Kataru i Kuwejtu oraz japońskie Mitsubishi Heavy Industries, które we współpracy z Arevą chce zbudować mniejszy reaktor nowej generacji Atmea. Jednak Katar chce raczej kupić oddziały Arevy odpowiedzialne za wydobycie surowców niż finansować jej przedsięwzięcia związane z budową elektrowni, a Alstom i EDF sprzeciwiają się nawet najmniejszemu udziałowi w tych projektach firmy Mitsubishi.
"Atmea projektowana przez Arevę wraz z Mitsubishi daje nadzieję. Jednak upłynie co najmniej siedem lat zanim wejdzie na rynek. A popyt na energię nuklearną słabnie, przynajmniej w Europie i w Ameryce" - pisze "Economist" i przypomina, że od czasu, gdy kilka lat temu mówiło się o "renesansie atomowym", ceny gazu spadły. Areva jest jednym z kandydatów do budowy elektrowni atomowej również w Polsce. Zgodnie ze zaktualizowanym przez resort gospodarki harmonogramem, pierwszy blok elektrowni jądrowej ma być uruchomiony w 2022 r.
PAP