Zdaniem publicysty, Rosja nieustannie i systematycznie rozwija siatkę tak zwanych nielegałów. To osoby cywilne mieszkające w danych krajach. Niczym się nie wyróżniają, ale w każdej chwili można je uruchomić do poważniejszego zadania. Nielegałowie przebywają nie tylko w krajach ościennych, jak Gruzja czy Ukraina. Mieszkają też w państwach Zachodu. Większość z nich dostarcza mało ważne informacje. Niektóre są bezwartościowe. Ale wystarczy ta jedna jedyna, która uruchomi lawinę i pozwoli zgarnąć całą pulę potencjalnego szpiegowskiego zysku.
Rosjanie nigdy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że kobiety to znakomici szpiedzy. Potrafią najlepiej i najgłębiej zamaskować się jako agenci-śpiochy. Kreml - jak podejrzewa autor - doszedł także do wniosku, że jego agentkom na Zachodzie może być nawet łatwiej. W razie wpadki tamtejsze media szybciej zajmą się "seksualnym" aspektem sprawy, niż właściwym zagrożeniem wynikającej z działalności szpiegowskiej.
Rosja prowadzi dziś znakomicie zorganizowaną kampanię szpiegowską: pełną energii, świetnie finansowaną, skrajnie niebezpieczną i - co dziwi - wcale nie tak bardzo skrywaną. To część ogólnej strategii tego kraju polegającej na pokazywaniu swojej siły - prężeniu muskułów. Przykłady są wszędzie - od udanych starań o zorganizowanie piłkarskiego mundialu w 2018 r., do zatrudnienia się pewnej pani w brytyjskim parlamencie. W obliczu jawnego poparcia najwyższych władz, w tym Władimira Putina, nie powinno dziwić, że rosyjskie służby poczynają sobie coraz śmielej. Cieszą się większym zaufaniem Kremla niż kiedykolwiek po zakończeniu zimnej wojny - pisze autor artykułu w "Polsce The Times".