Paniczne reakcje na protesty przeciw Wall Street są niesłuszne

Paniczne reakcje na protesty przeciw Wall Street są niesłuszne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Protesty przeciw chciwości i bezkarności Wall Street są uzasadnione, postulaty opodatkowania najbogatszych są zasadne, a agresywne reakcje na demonstracje i na żądania ruchu Okupuj Wall Street (Occupy Wall Street) są bezpodstawne - pisze komentator NYT.
Publicysta "The New York Timesa" i laureat ekonomicznej nagrody Nobla Paul Krugman pisze w poniedziałkowym wydaniu dziennika, że reakcja bankierów i prawicowych polityków na pokojowe demonstracje ruchu Okupuj Wall Street jest "paniką plutokracji".

Zdaniem Krugmana ruch jest demonizowany, przypisuje mu się "walkę z amerykańskimi wartościami", podczas gdy postawa finansistów z Wall Street jest "moralnie nie do obronienia"; są to ludzie, których "skomplikowane finansowe intrygi" pomogły pchnąć kraj w otchłań kryzysu. Jego długotrwałe reperkusje wciąż "niszczą życie milionów Amerykanów" - pisze noblista, który uznaje gniew demonstrujących za uzasadniony.

Fala pokojowych demonstracji przeciw finansowym elitom uprzywilejowanej pozycji banków, skutkom kryzysu gospodarczego i nierównościom społecznym rozpoczęła się w Nowym Jorku kilka tygodni temu i ogarnęła inne amerykańskie miasta. Zawiązała się akcja Okupuj Wall Street (Occupy Wall Street) przeciw uprzywilejowanej pozycji banków, skutkom kryzysu gospodarczego i nierównościom społecznym.

Czas pokaże, czy organizowane przez ruch akcje pchną Amerykę w jakimś nowym kierunku - pisze Krugman - ale już widać, że powstała jakaś siła społeczna przeciwna zachłanności i bezkarności Wall Street. Niezadowolenie republikańskiej Ameryki zamanifestowało się w 2009 roku powstaniem ultraprawicowego ruchu Tea Party. Teraz przeciw finansistom, którzy nie zapłacili ceny za swe nieodpowiedzialne manipulacje finansowe występuje nowy ruch, który powoduje niepotrzebną histerię prawicy - uważa noblista.

Lider republikańskiej większości w Kongresie Eric Cantor nazwał członków akcji Okupuj Wall Street "gangami"; ubiegający się o nominację z ramienia Partii Republikańskiej w przyszłorocznych wyborach prezydenckich Mitt Romney stwierdził, że ruch ten "rozpoczyna w Ameryce walkę klas". Inni krytykują organizatorów protestów za "duch kolektywizmu". Burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, który sam jest miliarderem oskarżył protestujących o to, że próbują "zabrać pracę ludziom pracującym w tym mieście". Senator Rand Paul zaczął się martwić, że demonstranci zaczną zabierać ludziom iPady, ponieważ sądzą, że bogaci na nie zasługują.

Na postulaty zwiększenia podatków dla najbogatszych krytycy ruchu odpowiadają, że jest to spisek "kolektywistów", którzy nie wierzą w amerykański indywidualizm. Według Paula Krugmana głosy te, to reakcje polityków i finansistów i politologów, którzy wiernie "służą interesom najbogatszej, jednej setnej procenta Amerykanów". Noblista zwraca uwagę, że Wall Street nadal korzysta z luk prawnych, które pozwalają finansistom płacić mniejsze podatki niż amerykańska klasa średnia, podczas gdy instytucje, które reprezentują zostały uratowane przed bankructwem za pieniądze podatników.

W minioną środę kilka tysięcy ludzi protestowało pod nowojorskim ratuszem. Demonstranci nieśli transparenty z napisami "Opodatkujcie Wall Street" czy "Niech banki zapłacą". Do członków ruchu dołączyli związkowcy, stowarzyszenia grup zawodowych, lokalne organizacje, np. wspólnoty sąsiedzkie i związki lokatorów. Czy to jest antyamerykańskie zachowanie, jak sugerują krytycy z prawej strony sceny politycznej? - pyta Krugman i konkluduje: "Nie, prawdziwymi ekstremistami są amerykańscy oligarchowie, którzy chcą uciszyć wszelką krytykę kwestionującą źródła ich bogactwa".

pap