Osławiona szafa podpułkownika Jana Lesiaka - symbol nielegalnych działań UOP przeciwko politykom po 1990 r. - zawierała materiały kompromitujące zarówno polityków prawicy, lewicy, jak i służby specjalne - czytamy w "Rzeczpospolitej", w artykule "Co kryła szafa pułkownika Lesiaka". Lesiak, pracując w Służbie Bezpieczeństwa, zajmował się rozpracowywaniem KOR, m.in. Jacka Kuronia. W UOP karierę zrobił, kierując przez wiele lat tajnym zespołem do zadań specjalnych, działającym przy gabinecie szefa UOP. Szerszej publiczności znany jest od 25 lipca 1997 r., kiedy to UOP na polecenie Zbigniewa Siemiątkowskiego, ówczesnego ministra koordynatora służb specjalnych, komisyjnie sprawdził podręczne archiwum Lesiaka. "To była wbudowana w ścianę metalowa szafa, wysoka na dwa metry i szeroka na ok. 80 cm. Od dołu do góry była załadowana papierami, ale teczki Jarosława Kaczyńskiego tam nie było" - mówi dziennikowi Zbigniew Siemiątkowski. Szafa zawierała jednak prawdziwą bombę. Wśród teczek, zdjęć, luźnych kartek i wycinków prasowych, znaleziono kilkanaście dokumentów, które wstrząsnęły sceną polityczną. UOP zawiadomił prokuraturę, a ta na ich podstawie wszczęła śledztwo w sprawie inwigilacji prawicy, które do dziś budzi emocje. Akta sprawy wciąż czekają na odtajnienie. Co było w szafie? M.in. trzy notatki z lutego i sierpnia 1993 r., dotyczące ugrupowań prawicowych: PC, RdR i Ruchu III Rzeczypospolitej. Zawierały one propozycje działań, które miały doprowadzić do eliminacji tych partii ze sceny politycznej. Była tam też fałszywa deklaracja lojalności Jarosława Kaczyńskiego z czasów stanu wojennego.
Nadarza się pierwsza okazja do zdobycia głosów w jesiennych wyborach samorządowych. Ofiarą walki rządowych koalicjantów może paść projekt reformy podatkowej wicepremier Zyty Gilowskiej. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", naciski polityków już zmusiły minister finansów do ustępstw. Zachowane zostaną wyższe koszty uzyskania przychodów dla artystów, ale nie dla naukowców, a dla małych firm karta podatkowa - pisze dziennik. Wicepremier Gilowska twierdzi, że więcej nie ustąpi. Reszta propozycji podatkowych, m.in. odmrożenie progów, obniżenie o 4 proc. składek ZUS, likwidacja podatku od spadków dla najbliższej rodziny - pozostaje bez zmian. W takim kształcie projekty trafią w poniedziałek pod obrady Komitetu Rady Ministrów. Chyba że swoje poprawki zechce nanieść premier, który właśnie studiuje pakiet Gilowskiej. Rząd przyjrzy się propozycjom najprawdopodobniej we wtorek. Jaki kształt przyjmą po obradach Rady Ministrów? Wiadomo, że Samoobrona zechce bronić wyższych kosztów uzyskania przychodów dla naukowców. W PiS zdania są podzielone - czytamy w artykule "Czy Gilowska ulegnie".
Wszyscy wojewodowie w Polsce dostali instrukcje, co robić w przypadku nielegalnego strajku. Podpisano: wiceminister MSWiA Jarosław Brysiewicz w imieniu min. Ludwika Dorna. Sprawę opisuje "Gazeta Wyborcza" artykule "Dorn grozi strajkującym zwolnieniami i więzieniem". Mają przypomnieć dyrektorom szpitali, że nielegalnie strajkujących lekarzy można zwolnić dyscyplinarnie. MSWiA cytuje też ustawę o rozwiązywaniu sporów zbiorowych: "osoba, która kieruje strajkiem lub inną akcją protestacyjną zorganizowaną wbrew przepisom, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności". Tomasz Skłodowski, rzecznik MSWiA: "Czemu się dziwicie? Żyjemy w państwie prawa. Ma być przestrzegane". To nie pierwsza groźba, którą Dorn kieruje do strajkujących lekarzy - przypomina dziennik. Na początku roku groził im "wzięciem w kamasze". Tydzień temu postraszył łódzki szpital MSWiA likwidacją, ale lekarze się nie ugięli. I Dorn ustąpił. "Za udział w nielegalnym strajku, owszem, zwalniano pracowników. Ale nie słyszałem, aby ktoś został w wolnej Polsce skazany za strajk" - mówi Waldemar Krenc z komisji krajowej "S". Zgodnie z prawem lekarzy można zwolnić, tylko jeśli wiedzieli, że strajkują nielegalnie. Dlatego minister poleca, by ich informować.
Za dwa tygodnie związkowcy PGNiG mogą odciąć gaz pierwszym formom z listy dłużników. jak informuje "Parkiet" w artykule "Nie dostali akcji, odetną gaz" ten sposób chcą zmusić resort skarbu do przydziału pracowniczych akcji. W połowie maja przed ministerstwem skarbu protestowało 1,5 tys. pracowników Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Chcieli, aby resort sprzedał choćby jedną akcję spółki. Dzięki temu formalnie rozpoczęłaby się prywatyzacja gazowego potentata, a 60 tys. jego pracowników otrzymałoby należne im papiery pracownicze. Nic nie uzyskali. Teraz sięgają po "broń" - opublikowali listę 23 firm, dłużników PGNiG, którym zamierzają odciąć dostawy. "Zgodnie z prawem energetycznym, w ciągu trzech tygodni wszystkie firmy z tej listy powinny dostać zawiadomienia o planowanym odcięciu dostaw gazu. Część z nich już wysłaliśmy. Pierwsze takie działania planujemy za około dwóch tygodni" - mówi dziennikowi przewodniczący Federacji ZZ Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Dariusz Matuszewski. Podkreśla, że jeżeli taka forma protestu nie skłoni MSP do przydziału akcji, to pracownicy nasilą protest. "Następni będą najwięksi dłużnicy, duże, nawet giełdowe firmy" - zapowiada Matuszewski. Rozmówca gazety dodaje, że w ostateczności związkowcy są gotowi do strajku generalnego.
Szpitalom grozi bankructwo; lekarze strajkują, by mieć większe pensje, a politycy w najlepsze trwonią pieniądze na lotnicze wojaże - pisze "Fakt". Kompletny odlot. Bo możliwości są dwie: albo minister zdrowia Zbigniew Religa chce ze swoimi urzędnikami drogą powietrzną uciec od problemów pacjentów, albo przekształca swój urząd w ministerstwo lotnictwa. Ogłosił bowiem zamiar zakupu dla swoich ludzi 740 biletów lotniczych. Za nie mniej niż 240 tys. zł. Bruksela, Luksemburg, Genewa - to tylko wycinek z listy miejsc, które mają zamiar odwiedzić w najbliższych miesiącach pracownicy Ministerstwa Zdrowia. Oczywiście na skrzydłach i ze swym szefem na czele - podkreśla dziennik. Ministerstwo tłumaczy, że eksperci muszą latać na obrady Komisji Europejskiej. Tłumaczy też, że koszty biletów są niewspółmierne do tego, ile stracilibyśmy, nie stawiając się na ważnych obradach komisji. "Nikt z nas nie lata samolotem do pracy. Polska jest takim krajem, który powinien być reprezentowany, a nie robić z siebie dziada" - mówi rzecznik ministerstwa Paweł Trzciński w artykule "Ministerstwo Zdrowia wydaje 240 tys. zł na przeloty".
Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno
Przegląd prasy
Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/