Zapracował się na śmierć

Zapracował się na śmierć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pracował ciężko i z oddaniem. Nawet po 70 godzin w tygodniu. Wszystko po to, by ratować pacjentów i godnie utrzymać swoją rodzinę. Przypłacił to życiem. Paweł Leoniuk, 45- letni anestezjolog z Warszawy, zmarł nagle w czasie pełnienia dyżuru - pisze "Super Express" w artykule "Zapracował się na śmierć". Ostatni dzień pracy Pawła Leoniuka: wstał o godz. 6 rano, żeby na godz. 7 zdążyć do pracy. Miał mieć 16-godzinny dyżur, w domu byłby o północy. Razem z ekipą pogotowia lotniczego poleciał do pacjenta po próbie samobójczej. Śmigłowcem mieli go przetransportować do Warszawy. Paweł Leoniuk zdążył jeszcze podłączyć chłopaka do specjalnej aparatury. Uratował mu życie. Sam stracił nagle przytomność. - Ratownicy położyli doktora na nosze, podali tlen i szybko polecieli do szpitala. Niestety. Pawła nie udało się ocalić. Pękł mu tętniak mózgu, dostał wylewu - opowiada Robert Gałązkowski z pogotowia lotniczego. Paweł Leoniuk pracował od rana do nocy. Brał dyżury w pogotowiu lotniczym i w zwykłym pogotowiu ratunkowym. Do pacjentów jeździł też w weekendy. Chciał, by jego dzieciom niczego nie brakowało. Żona nie pracowała, zajmowała się domem. Anestezjolog osierocił 18- letnią Olę i 11-letniego Michała.