Czarny rynek danych ZUS

Czarny rynek danych ZUS

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Gazeta Wyborcza" w tekście "Czarny rynek danych ZUS" potwierdza, że doszło do wycieku danych osobowych z ZUS. Po tym, jak w sobotę dziennik opublikował tekst na ten temat do redakcji zgłaszają się młodzi ludzie, których kilka tygodni temu ZUS poinformował o obowiązku przystąpienia do jednego z 15 działających w Polsce funduszy emerytalnych. Niektórzy przyszli emeryci wraz z zawiadomieniem ZUS otrzymali załączone spinaczem oferty kilku funduszy. Zdarzało się też, że prawie natychmiast rozdzwoniły się do nich telefony, a w drzwiach domu pojawiali się niespodziewani goście - akwizytorzy. "Dzień po odbiorze listu z ZUS, zadzwonił do mnie agent jednego z funduszy. Namawiał do podpisania z nim umowy. Nie powiedział, skąd ma moje dane. Wiedział jednak, że dostałem list z ZUS" - skarży się czytelnik z Lubuskiego. Podobne historie opowiadają czytelnicy z innych miast. Dziennik pisze, że w kwietniu do wielu przedstawicieli Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego PZU dzwonił mężczyzna, zapewnił, że ma bazę danych klientów ZUS i chce ją sprzedać. Chodziło o 250 tys. młodych ludzi, którym ZUS przypomniał w ostatnich miesiącach, by zapisali się do jednego z 15 funduszy emerytalnych. "Za nazwisko i adres jednej osoby zażądał od nas 5 zł" - powiedział dziennikowi prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego PZU Jakub Tropiło. "Dane chciał sprzedawać w pakietach po 200 kontaktów. 15 obiecał przekazać za darmo, na próbę" - dodaje. Dla funduszy emerytalnych taka baza to prawdziwy skarb - każdy nowy klient oznacza dodatkowe składki i wyższe wpływy z prowizji i opłat. Informacje te są bezcenne dla agentów i akwizytorów. Za każdego złowionego klienta fundusze płacą im 300-500 zł. Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej" władze jednego z największych w kraju funduszy emerytalnych zawiadomiły o nielegalnej ofercie gdańską policję.