Samoobrona straszy wcześniejszymi wyborami, ale nie ma na nie pieniędzy

Samoobrona straszy wcześniejszymi wyborami, ale nie ma na nie pieniędzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Lepper straszy PiS zerwaniem koalicji. Tymczasem kasa Samoobrony świeci pustkami i jego partia nie ma pieniędzy na wcześniejsze wybory parlamentarne. Brakuje ich nawet na wybory samorządowe - pisze "Gazeta Wyborcza" w artykule "Samoobrona straszy wcześniejszymi wyborami, ale nie ma na nie pieniędzy". Co więcej, ta sytuacja nie zmieni się w ciągu najbliższych miesięcy. Skąd problemy finansowe? Ostatni rok wymusił na Samoobronie gigantyczne wydatki. Przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi partia Leppera zaciągnęła 33,4 mln zł kredytu. Większość poszła na fundusz wyborczy. Resztę wydano na promocję ugrupowania m.in. w partyjnym biuletynie. - Z kredytu do spłacenia zostało nam jeszcze 8 mln zł - wylicza Lidia Rogala, zastępca dyrektora finansowego Samoobrony. - W praktyce oznacza to, że żaden bank nie pożyczy nam pieniędzy nawet na zbliżającą się kampanię samorządową. Dotychczasowe raty spłacaliśmy z dwóch źródeł. Pierwsze, ok. 13 mln zł, to jednorazowy zwrot części wydatków na kampanię. Drugie, ok. 12 mln zł, to doroczna subwencja państwowa, z której musi nam jeszcze wystarczyć na bieżącą działalność: koszty biurowe, pensje dla pracowników i materiały propagandowe. PO i PiS już rozpoczęły kampanię przez listopadowymi wyborami samorządowymi. Telewizje emitują kosztowne reklamy obu partii, a ich billboardy wiszą na ulicach wielkich miast. Samoobrony brak. - Mimo że oszczędzamy, stać nas tylko na ulotki. Kampania samorządowa będzie skromniejsza od parlamentarnej, nie planujemy np. koncertów - dodaje Lidia Rogala. - Przed laty kampanie wyborcze nie były tak drogie jak teraz, a składka członkowska pozostała bez zmian. To tylko 5 zł miesięcznie. Partie nie dostają też zwrotu za wybory samorządowe. To dlatego teraz większość wydatków będą musieli wziąć na siebie nasi kandydaci. Według pani dyrektor prawdziwy kłopot pojawi się jednak dopiero wtedy, gdy dojdzie do przyśpieszonych wyborów parlamentarnych.