Coraz częściej w Chile dochodzi też do grabieży. Ofiarą jednej z nich padł rzymskokatolicki kościół w stolicy kraju – Santiago.
Złodzieje wyciągnęli z niego rzeźby, obrazy, a także ławki. Część ze zrabowanych rzeczy została sprofanowana, a następnie podpalona.
Wszystko działo się podczas kolejnych antyrządowych protestów. Policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego.
W zamieszkach w Chile zginęło co najmniej dwadzieścia osób, a około 2500 zostało rannych.
Zaczęło się od biletów
Demonstracje w Chile zaczęły się od protestu przeciwko (obecnie zawieszonej – red.) podwyżce cen biletów na metro. Postulaty demonstrujących szybko rozszerzyły się o kwestie socjalne – hasła poprawy poziomu życia i likwidacji nierówności. W trakcie kilku dni protestów nie brakowało starć z policją, grabieży i zamieszek na ulicach. Nadzór nad bezpieczeństwem w Santiago przejęło wojsko, a w mieście ogłoszono stan nadzwyczajny. Na ulice wysłano około 20 tys. policjantów i przedstawicieli innych służb.
W odpowiedzi na postulaty demonstrujących obywateli, w środę prezydent ogłosił plany reform, m.in. zwiększenia płacy minimalnej i podstawowej emerytury. Nie uspokoiło to jednak sytuacji w kraju.
Czytaj też:
Protesty w Chile. Milion osób podczas marszu w Santiago domagało się reform