Tę historię usłyszałam w Łucku, gdy panował tam spokój. Moje rozmówczynie nie nazywają swojej ewakuacji szczęśliwą szansą. Długo wahały się, czy wyjechać z Charkowa. Przed ucieczką przez pięć dni mieszkały we trójkę w piwnicy, do której zeszły 24 lutego o 5.00 rano, kiedy rozległy się pierwsze wybuchy.
Drugiego dnia, gdy odważyły się wyjść, zobaczyły, że na ulicach ich miasta leżą zwłoki i poszarpane części ludzkiego ciała. Dlatego też kolejne dwa dni ponownie spędziły w piwnicy, przez co jedenastoletnia Nastya zachorowała. Piątego dnia kobiety pożegnały się z bliskimi, a szóstego z Charkowa zaczęły kursować pociągi ewakuacyjne. Była to jedyna szansa na ratunek, z której postanowiły skorzystać. Tym bardziej, że Rosjanie zaczęli strzelać do ludności cywilnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
