Od tej walki zależy przyszłość Ukrainy. „Tykające bomby chemiczne”

Od tej walki zależy przyszłość Ukrainy. „Tykające bomby chemiczne”

Żołnierze w Donbasie
Żołnierze w Donbasie Źródło:Newspix.pl / Alexander Ermochenko
W obwodzie donieckim spędziłam w sumie 11 dni. Do ługańskiego, ze względów bezpieczeństwa, nie udało mi się już dotrzeć. Na moich oczach w ciągu półtora tygodnia zniszczone zostało pół Sołedaru, na Słowiańsk, Kramatorsk, Konstantynówkę czy Bachmut spadały rakiety. Rosjanie ostrzeliwali również miasta z artylerii i samolotów. Ja na razie wyjechałam, ale Ukraińcy, którzy tam zostali mierzą się z tym wszystkim codziennie. I wielu z nich nie wyjedzie. „To nasza ziemia” – powtarzają.
Karolina Baca-Pogorzelska z Donbasu

W centrum Słowiańska trudno znaleźć na ulicy człowieka. Na głównym skwerze starsza pani siedzi sama na ławce i czyta książkę. A huk artylerii wokół taki, że trudno myśli zebrać. W Słowiańsku cały czas jest głośno. Miasto jest już naprawdę blisko obecnej linii frontu. Ludzie mogą mieć tutaj déjà vu. W 2014 roku wojna na Donbasie też zaczynała się od nich. W kwietniu separatyści próbowali Słowiańsk przejąć, co wreszcie udało im się na początku maja 2014 r. (wyzwolenie na początku lipca). Do dziś na wjeździe do miasta widać zniszczone wtedy budynki. To były pierwsze zniszczenia wojenne na Donbasie, jakie widziałam, gdy w 2018 roku zaczynałam tam pracę (z Michałem Potockim przy książce „Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu”). Obecne są nieporównywalnie większe – wtedy bowiem Rosjanie nie używali rakiet.

Źródło: Wprost