Niemcy za dotychczasowym głosowaniem w RUE

Niemcy za dotychczasowym głosowaniem w RUE

Dodano:   /  Zmieniono: 
W projekcie mandatu w sprawie nowego traktatu UE, zaprezentowanego we wtorek na spotkaniu "szerpów" z państw członkowskich, Niemcy proponują zachowanie z eurokonstytucji kwestionowanego przez Polskę systemu głosowania w Radzie UE - poinformowały PAP źródła unijne.

"Niemcy proponują automatyczne przepisanie niemal całego pakietu dotyczącego instytucji, w tym głosowania w Radzie UE, do nowego traktatu" - powiedziały PAP źródła bliskie polskim negocjatorom.

Mimo to polski negocjatorzy, Marek Cichocki i Ewa Ośniecka- Tamecka, wyrazili duże zadowolenie z projektu dokumentu. W jego przypisie, do którego dotarła PAP, znalazło się bowiem stwierdzenie, że dwie delegacje (chodzi o Polskę i Czechy) domagają się otwarcia dyskusji o systemie głosowania, ze wskazaniem polskiej argumentacji za systemem pierwiastkowym, który ma zapewnić równy wpływ obywateli UE.

"Po raz pierwszy niemieckie przewodnictwo uznaje fakt, że istnieje spór wokół sytemu głosowania. Przypis to pierwszy krok we właściwym kierunku, otwiera nam możliwości uwzględnienia w pełni naszego postulatu" - cieszył się w rozmowie z PAP Marek Cichocki.

"Teraz trzeba zrobić krok następny, tak by na szczycie do mandatu zostało wpisane, iż dyskusje na temat systemu głosowania trzeba kontynuować podczas Konferencji Międzyrządowej" - dodał.

"Jest taka możliwość" - oceniła Ośniecka-Tamecka. Przyznała jednak, że brana jest też pod uwagę możliwość, że się nie uda.

W poprzednim niemieckim dokumencie na szczyt (z 14 czerwca) w ogóle nie odnotowano, że Polska zgłasza postulat otwarcia dyskusji na temat systemu głosowania w Radzie, co wzbudziło oburzenie polskich władz.

Jak powiedział PAP unijny ekspert, "ten przypis niczego jednak nie obiecuje, a jedynie jest opisem sytuacji". "Polska i tak na szczycie podniosłaby swój postulat. Liczy się to, co będzie w mandacie" - dodał ekspert.

Na dwa dni przed szczytem europejskim Berlin przedstawił 11- stronicowy dokument z projektem mandatu na otwarcie Konferencji Międzyrządowej szefów państw i rządów, która do końca 2007 roku opracuje nowy traktat. Ma on zastąpić, odrzuconą przez Francję i Holandię, eurokonstytucję.

Dokument, mimo pewnych luk i znaków zapytania, wymienia postanowienia z pierwszej instytucjonalnej części eurokonstytucji, które mają być zachowane w przyszłym traktacie. Wśród nich jest kwestionowany przez Polskę system obliczania podwójnej (państw i obywateli) kwalifikowanej większości przy podejmowaniu decyzji w Radzie UE, utworzenie stałego przewodnictwa UE czy powołanie unijnego ministra spraw zagranicznych (choć - jak czytamy w dokumencie - jego nazwa podlega dyskusji).

Wsłuchując się w argumenty niektórych krajów, w tym Polski, Niemcy proponują, by zapis o nadrzędności prawa europejskiego nad narodowym nie był zapisany w traktacie, ale w osobnej deklaracji. Ponadto mowa jest o wzmocnieniu roli parlamentów krajowych, choć nie aż tak, jak chciały Polska, Czechy i Holandia.

Niemcy nie uległy postulatowi Brytyjczyków i w projekcie mandatu zakładają, że Karta Praw Podstawowych (obecnie wpisana w drugiej części eurokonstytucji) będzie prawnie obowiązująca. Londyn nie chce się na to zgodzić, obawiając się, iż wyniknie z tego konieczność zmiany brytyjskiego prawa pracy.

Potwierdziły się wcześniejsze zapowiedzi, że w mandacie odejdzie się od nazwy "konstytucja" dla nowego traktatu i od unijnych symboli, jak flaga czy hymn.

Dla Warszawy kluczowym postulatem na szczyt pozostaje realna zmiana systemu podejmowania decyzji w Radzie w stosunku do tego z eurokonstytucji. Polskie władze trwają na stanowisku, że jeśli ten postulat nie zostanie wpisany na szczycie do mandatu, Polska go nie zaakceptuje. "Wówczas organizacja Konferencji Międzyrządowej nie będzie mieć sensu" - przyznały polskie źródła bliskie negocjatorom.

Argumentem za polskim postulatem jest dla nich podjęta już decyzja, że nowy traktat będzie rewizją dotychczasowych traktatów, w tym traktatu z Nicei. To oznacza - zdaniem polskich źródeł - że traktat z Nicei, a nie eurokonstytucja, jest punktem wyjścia w negocjacjach.

Jeden z polskich "szerpów", Marek Cichocki, powiedział we wtorek, że Polska nie będzie upierać się przy systemie pierwiastkowym, jeśli jakiś kraj przedstawi inną, lepszą propozycję realizującą zasadę równego wpływu obywateli państw UE.

"Na razie nie znam takiej propozycji, która byłaby lepsza od naszej (pierwiastkowej), ale jesteśmy gotowi dyskutować na ten temat. Dlatego chcemy o tym dyskutować podczas Konferencji Międzyrządowej" - powiedział dziennikarzom Cichocki.

Polska jest otwarta na szczycie na dwie możliwości - albo przyjęcie otwartego mandatu, co oznaczałoby, że dyskusja o systemie głosowania przeniesie się na prace Konferencji Międzyrządowej, albo gotowa jest, by od razu na szczycie szukać spełnienia polskiego postulatu.

Na razie Warszawa jest jednak w tej sprawie osamotniona, nie licząc Czech, które jednak wysyłają sprzeczne sygnały. Niemcy stanowczo się sprzeciwiają, otrzymując w ostatnich dniach wyrazy poparcia ze strony innych państw, w tym Hiszpanii i Francji, czyli krajów, na które liczyła Warszawa.

"To nie jest dramatyczna sytuacja" - oceniają polskie źródła bliskie negocjatorom. Są one przekonane, że jeśli dojdzie do dyskusji na temat systemu głosowania w Radzie, to "ujawnią się" także inne kraje i poprą Warszawę.

Warszawa proponuje, by przyjęty w traktacie system podwójnej większości państw i obywateli (55 proc. państw zamieszkanych przez 65 proc. obywateli) zastąpić tzw. systemem pierwiastkowym, który modyfikuje kryterium demograficzne. Każdy kraj dysponowałby taką liczbą głosów, która odpowiadałaby pierwiastkowi kwadratowemu z liczby ludności zamieszkującej to państwo, co wzmacnia średnie kraje kosztem dużych.

ab, ss, pap