Przykra prawda o pomocy humanitarnej dla Ukrainy. „Ile jeszcze starczy cierpliwości?”

Przykra prawda o pomocy humanitarnej dla Ukrainy. „Ile jeszcze starczy cierpliwości?”

Transport z pomocą dla mieszkańców miejscowości Senkowe
Transport z pomocą dla mieszkańców miejscowości Senkowe Źródło:WPROST.pl / Karolina Baca-Pogorzelska
Po kolejnym ataku rakietowym na Lwów Polaków wyjątkowo mocno zelektryzowała informacja o tym, że Caritas, który od półtora roku korzysta z gościnności producenta okien Fakro, stracił 300 ton pomocy humanitarnej, a Fakro straty oszacowało na 30 mln zł. A teraz zastanówmy się, co 300 ton humanitarki robiło we Lwowie, a nie na wschodzie czy południu, gdzie przebiega linia frontu (z tym, że uwaga – czytamy do końca). Pomoc humanitarna w Ukrainie od dawna bardzo często przed logiką się niestety broni.

Pomocy humanitarnej z Polski jest coraz mniej. Na wschód jeździ coraz mniej polskich wolontariuszy. Bo Polacy coraz rzadziej chcą pomagać, bo Kijów i Warszawa obecnie wyłącznie się kłócą, bo na granicach niezmiennie jesteśmy nikim. Ja ostatnio wracałam „na medal”. Ukraińcy bowiem mieli w poważaniu fakt, iż przejazd bezkolejkowy był zgłoszony. A co ja mogę o 1 w nocy? Nakrzyczeć na pana przy szlabanie, pokazać medal i „podjaki”, czyli dyplomy z podziękowaniem i swoją zrzutka.pl/bataliondonbas, gdzie dobijamy do 1,5 mln zł.

„Było tak od razu” – rzucił celnik, wypisując talończyk, czyli najświętszy ukraiński papierek na granicy. Dodam tylko, że na prośbę o kontakt z polską stroną powiedział, że go nie ma.

Decydując się na zamieszkanie w Ukrainie brałam wszystko z dobrodziejstwem inwentarza, dlatego granicę przekraczam tylko, kiedy muszę. I tylko jeden raz na dziesięć jest normalnie, zarówno z polskiej, jak i z ukraińskiej strony.

Dlatego nie dziwię się, że mało kto jeździ już na wschód.

Źródło: Wprost