Hakerzy z Chin i Rosji zaatakowali brytyjską elektrownię? Informacje wzbudziły niepokój

Hakerzy z Chin i Rosji zaatakowali brytyjską elektrownię? Informacje wzbudziły niepokój

Sellafield/Windscale w 1985 roku / zdjęcie ilustracyjne /
Sellafield/Windscale w 1985 roku / zdjęcie ilustracyjne / Źródło:Wikimedia Commons / Chris Eaton / geograph.org.uk / CC BY-SA 2.0
Brytyjska elektrownia atomowa Sellafield w Seascale miała zostać zaatakowana przez hakerów. Sprawa sięga 2015 roku. Władze obiektu zaprzeczają jednak tym doniesieniom.

Jak donosi brytyjski dziennik „The Guardian”, hakerzy powiązani z dwoma mocarstwami – Chinami i Rosją – mieli zaatakować system informatyczny elektrowni atomowej Sellafield, obiektu, który znajdujące się nad Morzem Irlandzkim w Kumbrii (Anglia).

Hakerzy przeprowadzili atak na systemy informatyczne?

Redakcja ujawnia, że władze zakładu utylizacji i likwidacji odpadów jądrowych rzekomo milczały na ten temat, choć skutki ataku mogłyby być opłakane. Informacje o niepokojącym ataku personel wyższego szczebla posiadać miał już w 2015 roku – wtedy wykryto naruszenia. Oprogramowanie, które rzekomo zaimplementowano do systemu, mogłoby posłużyć m.in. do szpiegowania.

Nie jest pewne, czy szkodliwe oprogramowanie zostało w pełni usunięte. „The Guardian” twierdzi, że w związku z tym systemy monitorujące wycieki niebezpiecznych materiałów, a także te odpowiadające za przenoszenie odpadów radioaktywnych, czy informujące o pożarze na terenie elektrowni atomowej, mogą wciąż być narażone na szkodliwe działania.

Hakerzy mogli mieć dostęp do tajnej dokumentacji

Źródła, których tożsamości nie ujawnia redakcja brytyjskiego dziennika, sugerują, że hakerzy z Rosji i Chin mogli mieć też dostęp do poufnej dokumentacji. Nie wiadomo jednak, jaka ilość danych, mogła wpaść w niepowołane ręce.

Office of Nuclear Regulation(ONR) potwierdził w rozmowie z dziennikiem, że zakład nie zachowywał standardów cyberbezpieczeństwa. Organ nie komentował jednak informacji o rzekomym „zatuszowaniu” sprawy czy odnośnie samej skali naruszeń. Rzecznik ONR wyjaśnił, że w sprawie trwa śledztwo.

W rozmowie z serwisem express.co.uk Sellafield zaprzeczyło doniesieniom. Władze obiektu twierdzą, że mają „solidne systemy monitorowania i wysoki stopień pewności, że nie ma w nim złośliwego oprogramowania” – czytamy.

W 1957 roku w Windscale wybuchł pożar

„The Guardian” podaje, że obecnie w zakładzie znajduje się największy na świecie skład radioaktywnego plutonu, a także wielkie wysypisko odpadów nuklearnych. Obiekt Sellafield wcześniej znany był jako Windscale. Od sierpnia 2022 roku 11 tys. zatrudnionych tam pracowników zajmuje się głównie przetwórstwem i składowaniem odpadów promieniotwórczych. Elektrownia jądrowa jest w trakcie likwidacji.

Powierzchnia obiektu to 265 ha. W skład wchodzi 200 obiektów jądrowych i 1000 innych budynków. To największy taki obiekt na terenie Europy. Właścicielem jest Nuclear Decommissioning Authority (NDA).

W przeszłości na jego terenie doszło do pożaru – zapłonęło paliwo uranowe. Ucierpiało na tym środowisko – otoczenie przyjęło materiał radioaktywny o mocy 20 tys. kiurów. Izotop jodu-131, który został uwolniony, mógł prawdopodobnie doprowadzić do zachorowania wielu osób na nowotwór tarczycy. Wtedy też mleko, produkowane na obszarze 500 km kw., zostało zniszczone – uznano je za niezdatne do spożycia z powodu skażenia.

Czytaj też:
Tajemnicze włamanie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Zginęły m.in. kły słoni afrykańskich
Czytaj też:
UEFA podjęła decyzję ws. Legii Warszawa. Bardzo dobre wieści dla polskiego klubu

Źródło: The Guardian / „Wprost”