Marta Byczkowska-Nowak: W książce „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” piszesz o bankructwie dziedzictwa drugiej wojny. Co czujesz, kiedy słyszysz dziś hasło „nigdy więcej”?
Paweł Mościcki: Czuję, że to porażka naszego wspólnego dziedzictwa i naszej pamięci zinstytucjonalizowanej, która zamiast działać na rzecz wspólnoty, całej ludzkości, zaczęła obsługiwać partykularne interesy jednej grupy. Hasło, które powstało dla nazwania i upamiętnienia zbrodni obozów koncentracyjnych i obozów zagłady miało mieć wymiar uniwersalny – przypominać o drugiej wojnie i nazizmie, który wyznaczał do likwidacji różne grupy ludzi i stanowił zagrożenie dla całej ludzkości.
Kiedyś rzeczywiście tak to działało: nigdy więcej nie wolno dokonywać masowych zbrodni.
Później to hasło zaczęło się odnosić konkretnie do Zagłady i stało się własnością jednej grupy. Ponieważ ofiarami nazizmu byli w sposób szczególny europejscy Żydzi, stali się oni ofiarą najbardziej wyróżnioną. Dziś obserwujemy, jak instytucje reprezentujące Żydów, ich historię, kulturę i tradycję, stają się kustoszami, w pewnym sensie właścicielami tego wspólnego dziedzictwa. W związku z tym zarządzają sposobem, w jaki rozumiemy to hasło.
Niestety w kontekście istnienia państwa izraelskiego, a zwłaszcza jego polityki i stojącej za nią ideologii, „nigdy więcej” zostało zawężone do „nigdy więcej nam”. Nie oznacza to nawet wszystkich Żydów, a jedynie tych, którzy identyfikują się z syjonizmem i powstałym na jego gruncie państwem. W ten sposób zostało wypaczone hasło, które miało jak parasol ochronny gromadzić wszystkich ludzi w poszukiwaniu jakiejś formuły na taką organizację stosunków międzynarodowych, społecznych, żeby tego rodzaju zbrodnie się więcej nie wydarzyły.
W jaki sposób Izrael dokonał takiej wolty narracyjnej? Jak to się udało?
To jest wynik dość dobrze opisanego procesu polityczno-społecznego, o którym pisze m.in. izraelska historyczka Idith Zertal, ale i wielu innych badaczy i autorów. Cała narracja narodowa państwa izraelskiego została zbudowana w oparciu o figurę Zagłady. Wszyscy, którzy podlegają tej narracji, stają się niejako zakładnikami do absolutystycznego pojmowania historii, w której nieustannie mamy do czynienia z próbą powtórzenia Zagłady europejskich Żydów. To jest rodzaj warunkowania naszej reakcji obliczony na to, żebyśmy nie mogli zareagować w żaden inny sposób, jak tylko szaloną niekiedy, bezrefleksyjną obroną Izraela.
Taka ewolucja narracji mogła wydarzyć się dlatego, że Izrael odgrywa kluczową rolę w interesach międzynarodowych, a każda próba podważenia tej opowieści historii jest skazana na szantaż emocjonalny i oskarżenia o antysemityzm.
Siła tej narracji, tak jak każdej innej narracji w polityce, jest wypadkową zasobów, które ją utrwalają – politycznych, ekonomicznych, instytucjonalnych, itd. Uczy nas to jednej rzeczy, którą uważam za absolutnie kluczową – i dla mojej książki i dla debaty na ten temat w ogóle: dyskusja o państwie izraelskim nie jest dyskusją na temat żydostwa czy żydowskości. O Żydów chodzi w niej tylko w bardzo niewielkim stopniu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
