Putinowska "sterowana demokracja" to 100 proc. sterowania, a zero demokracji.
Dmitrij Miedwiediew, oficjalnie już zwycięzca niedzielnych wyborów, nie jest klonem Putina. Nie należał do KGB ani FSB. Potrafi się uśmiechać i mówić o liberalizmie. Jednak nie ma co się łudzić, Miedwiediew będzie w pełni kontrolowany przez "firmę". Przestępczy układ biznesu, mafii i służb specjalnych, który doprowadził Putina do szczytów władzy, nadal będzie kryty. Nasuwa się tylko pytanie, jak ułożą się stosunki między Putinem-premierem, a Miedwiediewem-prezydentem.
Wszak w Rosji car może być tylko jeden. Jest pewien rys psychologiczny w fakcie namaszczenia Miedwiediewa na następcę Putina. Jak piszą historycy, Jurij Felsztiński i Władimir Pribyłowski, Władimir Władimirowicz Putin nigdy nie lubił mężczyzn wyższych od siebie, fanatycznie wręcz cenił lojalność i emocjonalną zależność. Tak jest z Miedwiediewem.
W Rosji każda zmiana władzy, nawet jeśli kontrolowana, przynosi ogromną dawkę stresu, zwłaszcza dla tych, którzy byli blisko poprzedniej. Wielu z nich będzie teraz uważnie obserwowało także poczynania Siergieja Iwanowa, przedstawiciela "siłowików" i byłego pretendenta do schedy po Putinie.Co do samych wyborów, Tadeusz Iwiński, który miał to szczęście i mógł je obserwować, stwierdził, że przebiegały one prawidłowo. Jego wątpliwości wzbudził jedynie fakt, że Miedwiediew nie brał udziału w debatach z innymi kandydatami. Nasz dzielny obserwator z LiD, który swego czasu odtrąbił prawidłowe wybory w Czeczenii, znów pokazuje, jak rozumie demokrację.