Strajkuje także obsługa niemieckich lotnisk, w tym we Frankfurcie nad Menem. Odwołano część lotów, głównie krajowych.
Pracodawcy proponują jak na razie 5-procentową podwyżkę w ciągu dwóch lat przy jednoczesnym wydłużeniu tygodnia pracy. Na czwartek zaplanowano kolejną rundę rozmów. Środowa akcja ma wzmocnić presję na pracodawców.
W Berlinie trwa bezterminowy strajk ogłoszony przez związek zawodowy stołecznej komunikacji BVG oraz ogólnoniemiecki Verdi, który w całym kraju zrzesza ok. 1,3 mln pracowników służb publicznych.
Od wczesnego rana nie kursowały autobusy, tramwaje oraz kolejka podziemna. W godzinach szczytu na ulicach miasta pojawiły się wielkie korki, bo wielu mieszkańców przesiadło się do prywatnych samochodów.
Wielu berlińczyków powyciągało z piwnic rowery, ale zimno i poranne opady śniegu nie ułatwiły im drogi do pracy.
Bez zakłóceń jeżdżą pociągi naziemne S-Bahn, które należą do niemieckich kolei Deutsche Bahn. Jednak na poniedziałek strajk zapowiedzieli również maszyniści. Berlinowi zagraża zatem całkowity paraliż komunikacyjny.
Na wielu niemieckich lotniskach, w tym największym we Frankfurcie nad Menem, strajkowały obsługa bagażowa oraz ochrona. Lufthansa odwołała w środę w sumie 300 lotów.
Do akcji przystąpiła także część pracowników służb oczyszczania miast, strażaków, maszynistów, a nawet pracowników przedszkoli.
Ostrzegawczy strajk ogłoszony przez związek zawodowy Verdi miał zwiększyć presję na pracodawców przed zaplanowanymi na czwartek i piątek negocjacjami płacowymi. Związkowcy domagają się podwyżek od 8 do 12 procent, nie mniejszych jednak niż 200 euro miesięcznie. Pracodawcy oferują na razie 5 procent w ciągu dwóch lat.
Na czwartek zaplanowano kolejne strajki ostrzegawcze. Jeśli rozmowy z pracodawcami nie powiodą się, związkowcy ogłoszą strajk bezterminowy.
ab, em, pap