22 rocznica Czarnobyla

22 rocznica Czarnobyla

Dodano:   /  Zmieniono: 
22 uderzeniami dzwonów uczczono w sobotę w nocy w Kijowie pamięć ofiar wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu, do którego doszło 26 kwietnia 1986 r. W Mińsku, jak co roku, opozycja zorganizowała "Czarnobylski Szlak"

W uroczystościach wzięli udział przedstawiciele ukraińskich władz z prezydentem Wiktorem Juszczenką na czele. Zabrakło wśród nich skonfliktowanej z prezydentem premier Julii Tymoszenko.

Bliscy ofiar wybuchu w czarnobylskiej elektrowni atomowej jak co roku zebrali się przy kijowskim kurhanie Bohaterów Czarnobyla, gdzie minutą ciszy oddali hołd zmarłym likwidatorom następstw katastrofy.

O godz. 1.23, czyli dokładnie w 22 lata po wybuchu czwartego reaktora elektrowni, zabrzmiały 22 uderzenia cerkiewnych dzwonów. Następnie uczestnicy uroczystości ku pamięci ofiar Czarnobyla zapalili świece.

Eksplozja reaktora elektrowni atomowej w Czarnobylu doprowadziła do skażenia ok. 100 tys. km kwadratowych powierzchni, z czego aż 70 proc. na Białorusi. Substancje radioaktywne dotarły nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe Europy - do Grecji i Włoch.

Specjaliści wciąż spierają się o liczbę ofiar śmiertelnych katastrofy. Według ocen Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) liczba zmarłych na raka, wywołanego przez skażenie po wybuchu w elektrowni, może sięgać nawet 9 tysięcy.

Skutki katastrofy w elektrowni w Czarnobylu usuwało około 600 tysięcy ludzi z różnych regionów ówczesnego Związku Radzieckiego. 200 tys. z nich otrzymało podwyższone dawki promieniowania.

22 lata po katastrofie jej następstwa nadal odczuwają tysiące ludzi.

Strefa wokół Czarnobyla do dziś jest zamknięta. Obowiązuje tam surowy zakaz przebywania. Pomimo to w domach w okolicznych wsiach można spotkać nielegalnych mieszkańców, utrzymujących się z rolnictwa.

Obchody katastrofy czarnobylskiej w Mińsku na Białorusi organizowala opozycja. "Czarnobylski Szlak" organizowany jest przez białoruską opozycję co roku od 19 lat. W tym roku wzięło w nim udział kilka tysięcy osób. Władze miasta wydały zgodę na przemarsz manifestantów przez centrum.

Uczestnicy zebrali się przed mińską Akademią Nauk i przeprowadzili tam niewielki wiec, wyrażając protest przeciw odebraniu specjalnych ulg uczestnikom akcji ratunkowej z 1986 roku oraz planom budowy nowej elektrowni atomowej na Białorusi. Zbiórkę podpisów przeciw elektrowni zainicjował lider białoruskiego opozycyjnego ruchu "O wolność" Alaksandr Milinkiewicz. "Nie będzie drugiego Czarnobyla" - mówił.

Później manifestanci ruszyli wyznaczoną trasą w kierunku prawosławnej kaplicy czarnobylskiej, gdzie oddali hołd poszkodowanym w katastrofie.

Organizatorzy "czarnobylskiego szlaku" zdecydowali, że pochód pójdzie trasą wskazaną przez władze, pilnowali też, by nikt z tłumu nie schodził na jezdnię. Przeciwko podporządkowaniu się decyzjom władz zaprotestował lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolij Labiedźka, który odmówił udziału w marszu narzuconą trasą.

Na drodze przemarszu czasowo wstrzymano ruch samochodowy. Porządku pilnowała dowieziona autobusami milicja. W ciągu całego pochodu obyło się jednak bez incydentów.

Na przełomie lat 80. i 90. w marszach uczestniczyło po kilkadziesiąt tysięcy osób. W 1996 roku pochód zakończył się poważnymi starciami manifestantów z milicją.

W 2006 roku, w niespełna miesiąc po wyborach prezydenckich, po "Czarnobylskim szlaku" aresztowano liderów opozycji, w tym jej kandydata na prezydenta Milinkiewicza; wszyscy dostali wyroki po dwa tygodnie aresztu za udział w "nielegalnym wiecu" - mimo oficjalnego zezwolenia na pochód. W zeszłym roku milicja pobiła uczestników i aresztowała kilkanaście osób po zakończeniu marszu.

Tym razem składający wizytę w obwodzie homelskim prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka skomentował jedynie, że ludzie występujący przeciw budowie elektrowni atomowej to wrogowie państwa. "To nie uczeni, ale bandyci od polityki" - mówił.

W ostatnich latach władze białoruskie skreśliły około tysiąca miejscowości z listy obszarów, na których istnieje niebezpieczeństwo podwyższonego promieniowania po katastrofie w Czarnobylu, zachęcając do powrotu na te tereny. Krytycy tej decyzji twierdzą, że nadal istnieje tam zagrożenie dla zdrowia.

Zajmujący się od wielu lat następstwami wybuchu w Czarnobylu profesor Iwan Nikitczanka ocenił w rozmowie z agencją BiełaPAN, że istniejące systemy kontroli radiacyjnej na Białorusi nie zapewniają bezpieczeństwa ludności.

Oficjalnych danych na temat zachorowalności na skażonych terenach władze nie ujawniają. Niektórzy pracujący w strefie skażenia lekarze mówią, że wciąż odczuwalne są efekty radiacji. Tymczasem Łukaszenka chce te tereny rewitalizować, odnawiając rolnictwo i przemysł.

Na tereny skażone po katastrofie czarnobylskiej trafia przymusowo około jedna czwarta absolwentów wyższych uczelni, ponieważ w ubiegłym roku władze nałożyły na studentów obowiązek odpracowania studiów.

W piątek wicepremier Alaksandr Kaziniec tłumaczył w parlamencie, że jeśli zrezygnowano by z nakazów pracy region zostałby pozbawiony lekarzy, nauczycieli, techników rolnictwa i innych niezbędnych specjalistów.

Białoruś była państwem, które najbardziej ucierpiało na skutek wybuchu w Czarnobylu. Napromieniowaniu uległo 23 proc. jej obszaru, na którym mieszka 1,8 mln osób, czyli 19 proc. ludności. Z najbardziej skażonej strefy wysiedlono ponad 130 tysięcy osób.

pap, em