UE: rozszerzenie możliwe bez Traktatu

UE: rozszerzenie możliwe bez Traktatu

Dodano:   /  Zmieniono: 
photos.com 
Z prawnego punktu widzenia, jeśli reformujący UE Traktat z Lizbony nie wejdzie w życie, nie wyklucza to dalszego rozszerzenia Unii; wszystko zależy od politycznej woli państw członkowskich - powiedział dzisiaj rzecznik Komisji Europejskiej.

 

"Traktat z Nicei jest obowiązującym aktem prawnym. Nie znalazłem w Traktacie z Nicei zakazu rozszerzenia. Co do reszty - zależy to od woli politycznej" - powiedział Johannes Laitenberger.

Rzecznik dodał, że KE swoim rytmem "kontynuuje prace w sprawie dalszego rozszerzenia", zgodnie z mandatem udzielonym jej w tej sprawie przez państwa członkowskie. "To jest proces, który trwa" - powiedział. Obecnie KE prowadzi negocjacje członkowskie z Chorwacją i Turcją, a także - z innymi krajami Bałkanów Zachodnich, które dopiero starają się o rozpoczęcie negocjacji.

Rzecznik KE odniósł się do wypowiedzi niektórych przywódców państw unijnych, według których brak Traktatu z Lizbony oznacza wstrzymanie dalszego rozszerzenia Unii, w tym nawet o Chorwację, która liczy na wejście do wspólnoty w 2010 roku. Mówili o tym na ostatnim szczycie w Brukseli prezydent Francji Nicolas Sarkozy, kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.

"Nie będzie rozszerzenia UE, jeśli nie uda się przyjąć Lizbony. To nie jest stanowisko przeciw Chorwacji, ale inaczej się nie da" - mówił Sarkozy na konferencji prasowej podczas szczytu, przypominając, że każde nowe rozszerzenie wymaga jednomyślności państw UE. "Ciekawe, czy ją będziemy mieli, skoro nie potrafimy jej osiągnąć przy reformie unijnych instytucji" - pytał retorycznie.

Na "takie stawianie sprawy" stanowczo nie zgodził się polski premier Donald Tusk, a szef dyplomacji Radosław Sikorski przypomniał, że "z technicznego punktu widzenia" możliwe jest dalsze rozszerzenie UE także bez Traktatu Lizbońskiego. Wszystkie niezbędne dostosowania, jak na przykład przydzielenie Chorwacji czy innemu krajowi odpowiedniej liczby głosów w Radzie (ministrów) UE czy deputowanych w Parlamencie Europejskim, można wprowadzić w samym traktacie akcesyjnym.

Traktaty akcesyjne muszą być ratyfikowane przez wszystkie kraje członkowskie (na ogół robią to ich parlamenty). W Brukseli już pojawiły się głosy, że w przypadku, gdyby nie udało się wprowadzić w życie Traktatu z Lizbony, odrzuconego niedawno w referendum w Irlandii, wówczas to traktat akcesyjny z Chorwacją będzie jedyną okazją do wprowadzenia w UE zmian instytucjonalnych przewidzianych w Lizbonie. Czyli ustanowienia przewodniczącego Rady Europejskiej czy unijnego ministra ds. zagranicznych.

Pytania budzi też rzeczywista liczba krajów, które ratyfikowały Traktat z Lizbony. Choć we wnioskach z niedawnego szczytu mowa jest o 19 państwach, to KE przyznała w poniedziałek, że tylko osiem złożyło tzw. instrumenty ratyfikacyjne, czyli tylko one w 100 procentach zakończyły proces ratyfikacji. W 19 krajach na ratyfikację zgodziły się narodowe parlamenty.

Instrumenty ratyfikacyjne przekazywane są rządowi włoskiemu, który jest depozytariuszem podpisanych w Rzymie w 1957 roku traktatów rzymskich, co jest uznawane za symboliczny początek europejskiej integracji.

W Polsce pełna ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego czeka na podpis prezydenta, a w Wielkiej Brytanii na wyrok sądu w sprawie skargi obywatela, który domaga się przeprowadzenia referendum.