USA: Obama zmienia stanowisko

USA: Obama zmienia stanowisko

Dodano:   /  Zmieniono: 
Demokratyczny kandydat na prezydenta USA Barack Obama zmienił ostatnio stanowisko w wielu sprawach, i to tak, że zbliżyło się ono do pozycji Republikanów. Jest to typowe dla kandydatów do Białego Domu w kampanii prezydenckiej, ale martwi jego zwolenników.

Czarny senator z Illinois najbardziej drastyczną woltę zrobił w sprawie ustawy przedłużającej uprawnienia rządu do elektronicznej inwigilacji obywateli podejrzanych o kontakty z terrorystami.

Obama z początku nie zgadzał się na włączenie do niej zapisu gwarantującego immunitet od pozwów sądowych firmom telekomunikacyjnym współpracującym z rządem przy podsłuchach telefonicznych - zapisu, który był główną kością niezgody między Demokratami a Republikanami w Kongresie.

Demokratyczny kandydat obiecywał, że będzie zwalczał pomysł takiego immunitetu, ale ostatnio zmienił zdanie i poparł kompromisowe rozwiązanie, zabezpieczające firmy telekomunikacyjne przed pozwami składanymi przez organizacje oskarżające rząd o naruszanie prawa obywateli do prywatności.

Wolta Obamy wywołała masowe protesty jego zwolenników. Wzywają oni senatora do zmiany decyzji, co jednak - zdaniem obserwatorów - nie wydaje się prawdopodobne. Ustawa o podsłuchach będzie poddana pod głosowanie w Senacie w  najbliższy wtorek i oczekuje się jej poparcia także przez wielu Demokratów, którzy nie chcą być oskarżeni o lekceważenie bezpieczeństwa kraju.

Obama wystąpił również w obronie byłego dowódcy wojsk USA w Iraku Davida Petraeusa, którego lewicowe ugrupowanie Moveon.org oskarżyło o przedstawianie naciąganego, przesadnie optymistycznego obrazu sytuacji w tym kraju.

Ostatnio zaś zgodził się z Sądem Najwyższym, a ściślej z jego konserwatywną większością, która orzekła, że zakaz posiadania broni palnej w dystrykcie stołecznym jest nielegalny, potwierdzając tym konstytucyjne prawo Amerykanów do  posiadania broni. Poprzednio przedstawiał się jako zwolennik ograniczania dostępu do broni - czyli stanowiska podzielanego przez większość Demokratów.

Doszło do tego, że środowy "Wall Street Journal", czołowy organ konserwatystów, z przewrotną złośliwością napisał w artykule redakcyjnym, że  Obama "dlatego tak zażarcie protestuje przeciw trzeciej kadencji Busha, aby nikt nie zauważył, że sam jest kandydatem, który się o nią ubiega".

Inaczej mówiąc, kandydatem w istocie nie zapowiadającym zmian - jakie głosi -  lecz politykiem, któremu zależy na zachowaniu status quo.

Komentarza "WSJ" nie można traktować jako obiektywnej oceny. Przesunięcie się Obamy do centrum - zauważają obserwatorzy - jest typową taktyką demokratycznych kandydatów w wyborach prezydenckich, zmierzającą do uzyskania poparcia wyborców niezależnych, umiarkowanych, a nawet konserwatywnych.

W prawyborach Obama podkreślał swoje liberalne - według terminologii europejskiej: lewicowe - poglądy, jak sprzeciw wobec wojny w Iraku, czy krytyka wewnętrznych posunięć administracji Busha w walce z terroryzmem, takich jak inwigilacja obywateli bez nakazu sądowego.

Po zapewnieniu sobie nominacji prezydenckiej musi zabiegać o głosy politycznego centrum, które zwykle decyduje o wyniku wyborów.

Jego pragmatyzm nie podoba się jednak niektórym komentatorom. Zauważają oni, że Obama, zdobywający sobie autorytet i poparcie jako charyzmatyczny przywódca głoszący zasadnicze zmiany, zrywający z tradycyjnymi metodami uprawiania polityki i wydający wojnę obrońcom status quo, jest jednak dość typowym politykiem.

nd, pap