Miedwiediew idzie na bój o historię

Miedwiediew idzie na bój o historię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent Rosji Dymitr Miedwiediew podjął się kolejnej szlachetnej misji. Podczas rocznicy oblężenia Leningradu wypowiedział wojnę zakłamywaniu historii. Powinien więc zacząć od własnego podwórka.
Za odkłamywanie historii chce się bowiem brać przywódca państwa, w którego podręcznikach Stalin przedstawiany jest jako przewidujący i zdolny polityk. Czy to się komuś podoba czy nie, Rosja nadal jest państwem, w którym ludzie wierzą, że Wielki Głód na Ukrainie był koniecznością, atak na Finlandię służył „zabezpieczeniu" rejonu Leningradu,  aneksja Kresów Wschodnich ochronie  mieszkających tam ludzi przed nazistami, Katyń był racjonalną odpowiedzią na bliżej nieokreślone „polskie bestialstwa" czasie wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920, a Układ Warszawski miał obronić kraje komunistyczne przed inwazją Zachodu.

Miedwiediew nie chce jednak rozprawiać się z pokutującymi od lat mitami. Ogłoszenie prawdy miałoby nie tylko negatywny wpływ na poparcie dla Kremla, ale zamazałoby klarowny, choć trącący myszką podział świata na swoich i „faszystów". Zakłamanej historii, nie widząc czołgu we własnym oku, Miedwiediew szuka u swoich zachodnich sąsiadów. Do kłamstw zalicza negację wyzwolicielskiej misji Armii Czerwonej, wytyka nazizm państwom, które ZSRR samo wepchnęło w objęcia tej zbrodniczej ideologii. Bo czy Łotysze lub Estończycy zapisywaliby się do SS, gdyby nie brutalna aneksja ich ojczyzn w roku 1940?

Obawiam się, że rosyjski bój o historię będzie przypominał wojnę religijną, w której zamiast świątyń stawiane będą kolejne socrealistyczne pomniki jeszcze dotąd szpecące centra niektórych wschodnioeuropejskich miast i miasteczek, a twierdzenie o bezinteresownej ofierze krwi złożonej przez sowieckich żołnierzy będzie niepodważalnym dogmatem.